  | 
| Cóż, uroczy początek. | 
  | 
Ych, czyli wraca trauma z seansu Koufuku, związana ze ślinieniem się do ekranu na widok potraw...  | 
  | 
| ychh | 
  | 
| Oklapłe ahoge na twarzy mięśniastego kucharza, czego to chińczyk nie wymyśli... | 
  | 
| Cóż, orgazmiczne twarze z Koufuku to jednak nie są. | 
  | 
| wait wh  | 
  | 
| This series is taking very, very wrong direction. | 
  | 
| I tuż po tentaclach, naprawdę uroczy opening. | 
  | 
| Cztery minuty w bajkę o gotowaniu, o cztery cycki za dużo. | 
  | 
| Jakie piękne gołębie <3 | 
  | 
| No tak, odpowiedzialny, japoński ojciec. | 
  | 
Ta scena obfituje w większy tragizm i stężenie emocjonalne, niż cały Clannad, musiałam pobiec po chusteczki i zrobić kilkuminutową przerwę.  | 
  | 
| Kolejne pięć minut na odetchnięcie po szokującym widoku... | 
  | 
| Dobrze, wracam do seansu, a tu ahegao…  | 
  | 
| a cóż to za heroicznie furkotający bandaż  | 
  | 
| Toż to lepsze, niż mahoujowe przemiany, on z bandaża zrobił fartuch! | 
  | 
| Zapowiada się groźnie.  | 
  | 
Żałuję, że nie mogę dodać soundtracku; w tle leci obecnie kawałek mogący równie dobrze pochodzić z podniosłej ścieżki dźwiękowej filmu przygodowego. | 
  | 
…i będziecie się za to smażyć na grillu w piekle. | 
  | 
| Soundtrack zmienia się na chór...  | 
  | 
| …czas obetrzeć ślinę z twarzy...  | 
  | 
| Okay, I see where it's going...  | 
  | 
| …nie...  | 
  | 
| Dobra, jednak robi się zabawnie | 
  | 
Czyli walka o lokal, jak mniemam, wygrana… Albo raczej… Utopiona… W mięsnych sokach... | 
  | 
| Czekaj, czyli ten bój przez 3/4 odcinka idzie na nic, bo zamykasz restaurację | 
  | 
Pewnie powinnam być równie obrażona i skonfundowana co niejaki Soma, jak mniemam, to imię protagonisty, ale za bardzo rozprasza mnie ta fryzura... | 
  | 
Ach, czyli tyle z twojego ducha walki… Swoją drogą, coś irytuje mnie w sposobie rysowania tych drzew, zdają się niemal niechlujne w porównaniu do wielu innych kadrów. | 
  | 
| No to faktycznie brzmi całkiem ciekawie. | 
  | 
Że też wcześniej nie zauważyłam, jak fryzura Somy przywodzi na myśl uczesanie Daisuke z D.N Angel… to niedobre skojarzenie. | 
  | 
| I znowu tak niepasująca, melancholijna melodia... | 
Cóż, seans był dość intensywny, ale jakby na to nie patrzeć, zaskakująco przyjemny. Manga cieszy się ogromną popularnością, toteż zabiorę się za dalsze odcinki chociażby z ciekawości. Schludna animacja, szczególnie efektowna przy scenach gotowania, komicznie wręcz brzmiący soundtrack pełen patosu, który idealnie dopełnia podniosłe przerzucanie pieczarek na patelni oraz całkiem interesujący koncept, a do tego… sami widzieliśmy. Przynajmniej za coś tę serię zapamiętamy.
 
Ja doprawdy nie rozumiem tej wszechobecnej w poście ironii. Przecież Souma to przykład opowieści o heroicznej sile przyjaźni i walce w imię bliskich, przepełnionej smakowitymi przepisami (które naturalnie da się wykorzystać w kuchni na porządku dziennym!), o ryzyku i szczęściu... przecież to coś więcej niż tylko ciągłe orgazmy spowodowane żarciem, które, co by tu nie mówić, wygląda potrójnie smakowicie (już w mango kusiło, teraz chyba będzie dobijało kolorami ;-;).
OdpowiedzUsuńJa w sumie jeszcze nie widziałam, ale jak najbardziej zamierzam - uwielbiam takie głębokie opowieści spod szyldu szołnen.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń