Top 10 powracają! Wee! Tym razem, coś bardzo bliskie mojemu serduszku, animacja i grafika. Wybór, za wyjątkiem pierwszego, oczywistego miejsca był cholernie trudny i pomimo braku tekstu, namęczyłam się z tą notką bardziej, niż z większością recenzji o kilku tysiącach znaków. Adekwatnie do tematu, tym razem zamiast małych ikon, dorzucam gify, które naturalnie nie oddają piękna całości nawet w jednym procencie, aczkolwiek no, starałam się wyselekcjonować te najlepsze. Chyba tylko za wyjątkiem Kyoukai no Kanaty, wszystkie z poniższych to również tytuły warte uwagi same w sobie. Co do kolejności - to już akurat mocno subiektywna sprawa, wszakże ciężko porównać bajki sprzed dekady do tych dzisiejszych, ale taki Cowboy Bebop do dziś zachwyca płynną animacją, nawet jeśli pojedyncze klatki nie były tak spektakularnie piękne jak w nowym UBW. Tekstu brak, bo po co, oceniamy tylko kwestie wizualne, natomiast w nawiasach są lata wydania w celach porównywalnych. A, i dorzućcie swoje propozycje, serio. Jestem ciekawa.

1. Redline (2010)
2. Kara no Kyoukai (2007)
3. Akira (1988)
4. Kotonoha no Niwa (2013)
5. Fate/Stay Night: Unlimited Budged Blade Works TV (2014)
6. Kyoukai no Kanata (2013)
7. Paprika (2006)
8. FLCL (2000)
9. Cowboy Bebop (1998)
10. Katanagatari (2010)

Specjalnie wyróżnienia:
-scena koncertu z pierwszej serii Haruhi
-Little Witch Academia
-opening Bentou
-Fate/Zero
-Zankyou no Terror wraz z openingiem
-praktycznie wszystkie pojedynki wręcz z Bakemonogatari
-i większość pojedynków z Toaru
-Tatami Galaxy
-mnóstwo odcinków Space Dandiego, gdyby nie koszmarki w postaci, na przykład, jednego z odcinków serii drugiej, pewnie znalazłby się nawet w zestawieniu
-Neon Genesis Evangelion

NO GHIBLI GUYS. SERIO.

Do następnego.
1. Sayonara Zetsubou Sensei
Rok wydania: 2007
Ilość odcinków: 12 SZS -> 13 Zoku SZS -> 13 Zan SZS -> reszta (ovki i specjale) jak chcecie w sumie
Dlaczego tak wysoko: jestem okropnym, okrutnym człowiekiem, dlatego zawsze będę endżojowała jakąkolwiek formę czarnego humoru. Dodać do tego masę referencji do innych bajek, studio SHAFT oraz gigantyczne stado genialnych postaci i posiadamy instant materiał na 12/10. Te durne, chwytliwe openingi i endingi, pozornie przypadkowe i kompletnie bezsensowne dialogi, ale przede wszystkim nieskończone pokłady czystej przyjemności z seansu umiejscowiają SZS na samym szczycie mojego podium. Czapki z głów czy tam sznury z szyj.
Hiyowy rating: 9/10

2. Bakemonogatari
Rok wydania: 2009
Ilość odcinków: 15 Bakemono -> 11 Nisemono -> 4 Nekomono -> 26 Monogatari SS -> 5 Hanamono -> 4 Tsukimono -> Kizumono-które-kiedyś-otrzymamy (chronologia idzie inaczej, ogląda się tak, bo tak emitowano, jak w przypadki każdej innej bajki)
Dlaczego tak wysoko: to właśnie Bakemonogatari zapoczątkowało head tilty, to ono jest niemalże wyznacznikiem w skali SHAFTowatości, tam wprowadzono te piękne, gigantyczne, puste i nieco futurystyczne pomieszczenia oraz tła w ogóle, w 2009 po raz pierwszy spotkaliśmy na ekranie Araragiego i jego pasjonujący harem, pasjonujące, inteligentne dialogi,  a czasem i nie mniej ciekawe słowotoki, to wtedy Senjougahara została waifu nas wszystkich (oprócz tych, którzy za waifu obrali sobie Hanekawę, ale nie liczmy tych gównogustów), rozpoczął się oficjalnie pojedynek o najlepszą loli, Hachikuji vs Shinobu i po prostu, od tego dnia nic już nigdy nie było takie samo...
Dlaczego nie wyżej: Nadeko, kilka drażniących postaci, Nadeko, wieczne obsuwy, Nadeko, nierówny poziom, Nadeko
Hiyowy rating: 9/10

3. Mahou Shoujo Madoka Magica
Rok wydania: 2011
Ilość odcinków: 12 + trzy filmy kinowe (dwa recapy, plus trzeci kontynuacja serii TV)
Dlaczego tak wysoko: mahou shoujo chyba od zawsze było lekko zatęchłe, magiczne dziewczynki kojarzone były wyłącznie z seriami pokroju znanego na całym świecie Sailor Moon, nikt nawet nie podejrzewał co zrobi z nim sam Urobutcher; dostaliśmy ciekawą, dobrze przemyślaną i szokująco mroczną historię o tragicznym losie grupki dziewcząt. Do tego wystarczyło tylko dorzucić spore natężenie emocjonalne, pięknie przedstawione relacje interpersonalne, przecudowne tła oraz niezastąpiony soundtrack niezastąpionej Yuki Kajiury.
Dlaczego nie wyżej: Madoka wcale nie zbawiła gatunku, jedynie zwróciła na niego uwagę i przypomniała, że oferuje on również prawdziwe perełki (patrz: Princess Tutu), powolny początek
Hiyowy rating: 8/10

4. Pani Poni Dash!
Rok wydania: 2005
Ilość odcinków: 26
Dlaczego tak wysoko: >weźmy jedenastoletnią nauczycielkę, dorzućmy maskotkę serii z poważną depresją, dziewczynkę z magicznym ahoge, żarty o niczym niewyróżniającej się protagonistce, yuristkę, kosmitów i cholernego archanioła, do tego górę gier słownych, nawiązań do japońskiej popkultury oraz absurdalnego humoru i zlećmy dyrektorowanie Akiyukiemu Shinbo
>?????
>profit
Dlaczego nie wyżej: …wspominałam już, że prawdopodobnie nie zrozumiałam trzech czwartych tej serii?
Hiyowy rating: 8/10

5. Maria Holic
Rok wydania: 2009
Ilość odcinków: 12 Maria Holic -> 12 Maria Holic Alive
Dlaczego tak wysoko: przygody lesbijki i transwestyty w szkole dla lesbijek ułożonych dziewcząt są bliskie mojemu serduszku z wielu powodów: genialny voice acting, gigantyczny trolling ze strony Shinbou pomiędzy końcówką pierwszej, a początkiem drugiej serii, powtarzający się zresztą w mniejszych formach w reszcie odcinków wraz z ogólnym kpieniem ze schematów,
Dlaczego nie wyżej: powtarzalność gagów i ten, niemal kultowy już, pierwszy opening - truly a series to hold deeply in your kokoro
Hiyowy rating: 8/10

6. Arakawa Under the Bridge
Rok wydania: 2010
Ilość odcinków: 12 Arakawa Under the Bridge -> 12 Arakawa Under the Bridge x Bridge
Dlaczego tak wysoko: w tym przypadku, jestem nieco nostalfagiem, albo przynajmniej średnio obiektywna, co nie znaczy, że Arakawa nie zasługuje na miejsce w rankingu, bynajmniej; standardowo-shaftowo, grupa świetnie zarysowanych i zaskakująco prowadzonych charakterów postaci, absurdalny humor wyłaniający się zza każdego rogu, a do tego przesłodkie openingi pasujące do przesłodkiej relacji pomiędzy główną dwójką
Dlaczego nie wyżej: s3 never, bez tego bajka jest trochę urwana, poza tym, koniec końców blednie w obliczu takich perełek jak SZS
Hiyowy rating: 7/10

7. Hidamari Sketch
Rok wydania: 2007
Ilość odcinków: 12 Hidamari Sketch -> 12 Hidamari Sketch x 365 -> 12 Hidamari Sketch x Hoshimittsu -> 12 Hidamari Sketch x Honeycomb
Dlaczego tak wysoko: bezpretensjonalne, autentycznie zabawne, ciepłe i przyjemne szoł z gatunku "cute moe bitches doing cute things", które cechuje przede wszystkim genialny humor
Dlaczego nie wyżej: widziałam zaledwie pierwszy sezon już parę lat temu (co planuję naturalnie zmienić) i pomimo mnóstwa endżojmentu, nie umiem dać tej bajki wyżej, no i… te szerokie twarze...
Hiyowy rating: 7/10
8. Ef - a tale of memories
Rok wydania: 2007
Ilość odcinków: 12 ef - a tale of memories -> 12 ef - a tale of melodies
Dlaczego tak wysoko: SHAFTowi udało się dokonać czegoś wyjątkowo trudnego - wykreować ciężki klimat dramatu, jednocześnie nie popadając w przesadę, bez potrzeby łapania widza u nasady włosów, uderzając jego tępą twarzą o ścianę w celu wywołania łez - przedstawiona historia toczy się naturalnie, zachwiana chronologia utrzymuje nutkę tajemniczości, bohaterowie są wielowymiarowi i naprawdę interesujący, co zachęca do obejrzenia kolejnego odcinka  w celu dowiedzenia się o nich oraz ich historii czegoś więcej, czego dopełniają zachwycające tła i soundtrack
Dlaczego nie wyżej: Melodies jest dużo słabsze od swojej poprzedniczki, popada w melodramat
Hiyowy rating: 7/10

9. Natsu no Arashi
Rok wydania: 2009
Ilość odcinków: 13 Natsu no Arashi -> 13 Natsu no Arashi Akinaichuu
Dlaczego tak wysoko: pomimo bycia szkolną komedią (poniekąd) romantyczną, bynajmniej nie zarzuca widza drażniącymi schematami, wręcz przeciwnie, nietrudne do polubienia postacie (większa ich część) to bardzo ciekawe grono i jak w przypadku niemal każdej bajki od SHAFTu, stanowią jej najmocniejszy punkt, humor jest bardzo uniwersalny, ma szansę znaleźć uznanie nawet u widza generalnie nieprzepadającego za SHAFTowym stylem
Dlaczego nie wyżej: główny bohater bywa nieziemsko irytujący, bajce zdarza się zalatywać tanim romansidłem pomimo tego, że miała nim przecież nie być
Hiyowy rating: 7/10

10. Soredemo no Machi wa Mawatteiru
Rok wydania: 2010
Ilość odcinków: 12
Dlaczego tak wysoko: wysoko może nie, ale w odróżnieniu od Koufuku, Shitty Actors, Nisekoi, Sasami itpitd faktycznie zasługuje, by w rankingu w ogóle się znaleźć - Soredemo, które umieściłam już w innym zestawieniu, jest wybitnie przyjemne w odbiorze, posiada kilku genialnych seiyuu w obsadzie, zasypuje świetnymi gagami i… to komedia od SHAFtu. Not much could go wrong there.
Dlaczego nie wyżej: w porównaniu do powyższych, postacie są mało wyraziste, a sama bajka… no też tak jakoś mało wyrazista
Hiyowy rating: 7/10
Tak jak nie zgadzałam się z rzekomą absolutną perfekcją studia Ghibli i podziwem do tegoż, zawsze mijałam się z aprobatą do twórczości Makoto Shinkaia. No nie ma co się oszukiwać, facet umie rysować, nieco gorzej z wprawianiem swoich identycznie wyglądających postaci w ruch, ale gra świateł, cudowna kolorystyka czy te po prostu zachwycające tła potrafiły doprowadzić widza do przypominania sobie o konieczności oddychania. Kiedy jednak sądziłam, że oprócz dziwnej nostalgii względem Hoshi no Koe, nie zmuszę się do jakiejkolwiek sympatii pod adresem jego filmów, przyszedł rok 2013 i nieco ponad czterdziestominutowy ogród słów, Kotonoha no Niwa. Nie odstając dalece od pozostałych dzieł Shinkaia, fabułę i tego filmu można opisać jednym zdaniem: zafascynowany butami chłopiec poznaje lekko zagubioną kobietę w parku. Zachowajmy jednak recenzyjne standardy i dowiedzmy się czegoś więcej o naszych bohaterach. Piętnastoletni Takao Akizuki spędza swoje dnie na przemian gotując, przysiadując w szkolnej ławce i w końcu doskonaląc swoje umiejętności szewca, natomiast w deszczowe dni szkicuje w altanie pobliskiego parku, omijając pierwszą połowę lekcji. I wtedy następuje ten magiczny dzień - przy akompaniamencie grubych kropel deszczu uderzających o niespokojną taflę stawu, zauważa popijającą złoty trunek kobietę. Po godzinach ciszy, w końcu nawiązuje się pomiędzy nimi luźna konwersacja. A następnego dnia, kolejna. I kolejna. I kolejna, aż w końcu deszcz będzie dla Takao wybawieniem i upragnionym widokiem, perfekcyjną okazją by zobaczyć ją jeszcze raz.

Nawet najbardziej spragnieni nowości w swoim ulubionym gatunku fani okruchów życia w romansowej otoczce, tacy jak ja sama, wykrzywiliby prawdopodobnie twarz w grymasie zdegustowania w obliczu samej perspektywy tak niewątpliwie ciekawie zapowiadającego się filmu. W zalewie serii zwyczajnie nudnych dopuściłam do nadejścia dnia w którym zapomniałam o prostym, kameralnym kinie, którego taka prostota była wielką zaletą. Dialogi są krótkie, ciche i na tematy trywialne. Nie będę się wypierać, to akurat charakteryzowało wszystkie filmy autorstwa Shinkaia. Tym, co wyróżnia Kotonohę od (nie)pamiętnych Centymertów chociażby jest adekwatność tego zabiegu i odpowiednie dobranie długości, przez co faktycznie można uznać ją za spokojną, a nie zwyczajnie nudną tudzież przeciąganą. Wbrew pozorom, film eksploruje coś więcej, niźli nieco infantylną relację romantyczną ze sporą różnicą wiekową; w zasadzie to stanowi ona jedynie pretekst do rozpatrzeń na temat oczekiwań i presji społeczeństwa względem obywateli o różnej ilości wiosen na karku. Obaj główni bohaterowie uciekają od codziennych obowiązków, szkoły i pracy, są równie zagubieni, a może niemal znudzeni, w swojej szarej rzeczywistości. Dla obojga takie spotkania są czymś porównywalnie do skoku ze spadochronem emocjonującym. Nawet bardziej niż na zachodzie, taka relacja jest wszakże w Japonii czymś cokolwiek kontrowersyjnym. Naprawdę nietrudno zrozumieć ich postępujące przywiązanie, biorąc pod uwagę jak wiele ich łączy i jak dobrze się nawzajem rozumieją. W typowy dla autora sposób, fabuła toczy się powoli przez znaczną część seansu, aby osiągnąć gwałtowny punkt kulminacyjny i pozostawić widza z natłokiem emocji.

O Takao dowiadujemy się stosunkowo niewiele, lecz wciąż mnóstwo w porównaniu do ilości informacji na temat Yukari którą on sam od niej otrzymuje. Z początku jesteśmy świadkami wydarzeń z jego perspektywy; perspektywy chłopaka wyjątkowo dojrzałego, ułożonego, acz kryjącego w sobie ogromne pokłady pasji, zarówno do butów, jak i, następnie, parkowych spotkań. Dość skomplikowana sytuacja rodzinna była najbardziej prawdopodobnym skutkiem wczesnej potrzeby podjęcia przez niego odpowiedzialności. Samego imienia Yukari dowiadujemy się niemal pod koniec seansu, toteż nawet nie zacznę zagłębiać się w jej historię. Efektem małej odporności na stres i lekkiej niedojrzałości są kolejne dni pracy które bez skrupułów omija. Oboje chętnie zamieniliby się swoimi sytuacjami; Takao zdaje się marzyć o osiągnięciu pełnoletności i stuprocentowej niezależności, natomiast jego dwudziestosiedmioletnia rozmówczyni wiele by dała za powrót do czasów młodzieńczej beztroski, powiązanej z mniejszymi oczekiwaniami ze strony otoczenia. W ten nieco irracjonalny sposób, doskonale się dopełniają. Mając opisać za co właściwie tak bardzo cenię ich kreację, przychodzi mi do głowy jedno słowo: realizm. Ich poczynania są tak naturalne, konwersacje niewymuszone, a rozwijająca się nić porozumienia doskonale przedstawiona, przez co zupełnie zrozumiała. Ilość wszystkich postaci pojawiających się przez czas trwania filmu można policzyć na palcach obu dłoni, a tych, które goszczą na ekranie więcej, niż raz lub posiadają jakiekolwiek znaczenie dla fabuły - bardzo spokojnie na jednej. I wiecie co? Z tej też okazji, nie wspomnę o nich. Bo po co, skoro nawet autor uznał je za nieistotne?

Skąpane w strugach deszczu scenerie odbierają mowę, dech w piersi oraz zdolność do patrzenia na tła większości bajek bez obrzydzenia przynajmniej na tydzień. Dobrze, przesadzam. Na sześć dni. Nie samymi tłami, naturalnie, Makoto Shinkai jednak żyje. Wszystko zostało doprowadzone do absolutnej perfekcji, dbałość o detale ciężko ubrać w słowa. Na nożu kuchennym są krople wyparowanej wody, widać każdą drzazgę na drewnianej kładce, liść na drzewie, płytkę posadzki, refleks światła w deszczu. Pomieszczenia wypełniono drobiazgami, świadczącymi o faktycznej rezydenturze postaci; kubek w zlewie, niechlujnie rzucona szmatka, telefon podłączony do ładowarki czy nieco ziemi rozsypanej koło doniczki. Do standardowych ujęć dołączono nietypowe, panoramiczne kadry z lotu ptaka, pozwalające cieszyć się mistrzowskim kunsztem artystycznym w jego pełni. Proste, eleganckie, a przy tym wyjątkowo ładne projekty postaci zanimowano z równie perfekcjonistyczną manierą, nie szczędzono na animacji tłumu, choć prawdziwie wybitną sceną jest dopiero pamiętna, emocjonalna końcówka. Tej całej wizualnej uczcie przygrywa niewiele ustępujące jej pianino. Owszem, cały soundtrack stworzono na tym jednym jedynym instrumencie. Muzyka nie tylko idealnie dopełnia scenom na ekranie, ona idzie o krok dalej i niemal sama w sobie kreuje ten niepowtarzalny klimat. W mojej pamięci szczególnie wyrył się kawałek Greenery Rain, towarzyszący bezdialogowej podróży przez miasto z perspektywy mewy, który przyspiesza lub zwalnia wraz z ptakiem, nadając tak prostemu ujęciu wyjątkowej podniosłości. W swej prostocie, soundtrack jest przepiękny. Spotkałam się z zarzutem, iż w każdym utworze zmieniono zaledwie kilka nut, co, notabene, jest kompletną brednią, prawdopodobnie sprowokowanym sporym podobieństwem kawałków. To prawda, słychać powiązanie, jednakże odbieram to za zaletę, gdyż świadczy tylko o składności ścieżki dźwiękowej. Jedyny utwór z tekstem to śliczny cover popularnej piosenki Rain, oryginalnego autorstwa Senri Oe, stanowiący swoisty epilog, jako iż zamyka film. W rolach głównych obsadzono szeroko znanych seiyuu - Irino Miyu (Jintan, Syaoran, Apollon) oraz Hanazawę Kanę (Nadeko, Shiemi, Kuroneko, Mayushii, Anri etc etc) - oboje doskonale pasują do swoich postaci, ale to Hanazawa zdecydowanie błyszczy, pokazując, że wcielenie się w dorosłą kobietę nie stanowi dla niej najmniejszego problemu.

Napisanie tej recenzji zajęło mi prawdopodobnie dwa-trzy razy dłużej niż zobaczenie samego filmu. Pytając dość kolokwialnie - czy warto było? Cóż, od wczoraj ściągam gigantyczny plik i jeszcze trochę sobie poczekam, toteż i tak nie miałam lepszego zajęcia. No dobrze, choć tego nie lubimy, spoważniejmy odrobinę, już niewiele do końca. W równie deszczowe popołudnie, z kubkiem porządnej herbaty w dłoni, możecie równie dobrze zasiąść przed ekranem i ściągnąć sobie bajkę o niewiele mówiącej nazwie Kotonoha no Niwa. Zamknąć drzwi, wygodnie oprzeć nogi i rozkoszować się jego atmosferą, nie oczekując przy okazji długich dialogów narzucających widzowi co ma wynieść z tego seansu. Następnie przymrużyć oko na typowo-shinkajowe-zakończenie i przez chwilę powspominać cudowne widoki i piękną muzykę. Zastosowawszy się do tegoż przepisu, zakończyłam seans wyjątkowo ukontentowana. A każdy choć nieco mniej wymagający amator romansideł w sosie z okruchów życia - byłby nawet bardziej.

Bohaterowie - 8/10
Fabuła - 7/10
Grafika - 12 10/10
Muzyka - 9/10
Całokształt - 8/10
Pomimo tego, że obiecywałam, nowych postów nie ma i nie będzie. Do czerwca przynajmniej. Albo lipca. Egzaminuję obecnie, wybaczcie.

Chociaż w sumie pewnie po publikacji notki zrobi mi się smutno i dokończę te wszystkie top 10 które zaczęłam eony temu.


Bogusława is not amused but none of us really is.

Następny PostNowsze posty Poprzedni postStarsze posty Strona główna