Coby odetchnąć w końcu od tych nieszczęsnych komedii, tym razem prezentuję kryminały. Pozwolę nie oglądałam Monstera. Tak, nie oglądałam, żałuję i planuję szybko zmienić ten stan rzeczy, niemniej jednak, na dzień dzisiejszy zaakceptujmy jego brak.
sobie zaznaczyć jedną rzecz -

PS Z powodu nadmiaru iście genialnych bajek, niemałą zagwozdkę przysporzyło mi ułożenie ich w kolejności. Uznajmy więc ją za czystą formalność, każdy z tytułów ma do zaoferowania bardzo wiele, acz podpadają pod inne kryteria.

PS 2 Potraktowałam "kryminał" jako dość ogólny termin, w moim mniemaniu, odnoszący się do wszelakich intryg, zagadek i tajemnic. Hope you understand.

1. Mouryou no Hako - dla stałych czytelników Hiyolandii bynajmniej zaskoczenia nie stanowi numer jeden tego zestawienia. Moje wielkie odkrycie, jeszcze większa miłość, pozycja porównywana nawet do słynnego, wspomnianego już dzieła Urasawy. Co wyróżnia Mouryou no Hako? Dojrzałość, klasa, nietuzinkowość i staranność w prowadzeniu fabuły, wszak cała skomplikowana intryga mieści się w skromnie brzmiących, trzynastu odcinkach. Do tego dochodzi doskonała oprawa audiowizualna, ale o tym wszystkim i jeszcze kilku aspektach wspominałam już w jednej z pierwszych recenzji mojego blogaska. Zdecydowanie rekomenduję - po raz kolejny.
http://hiyolandia.blogspot.co.uk/2014/01/pudeko-z-niespodzianka-recenzja-mouryou.html

2. Mawaru Pengiundrum - czym jest przeznaczenie? Kto ma wpływ na nasze życie i czy na pewno my sami? Jak wyjaśnić istotę "boga"? Ile jest w stanie zmienić jedno wydarzenie? Na te i masę innych pytań, widz po seansie Mawaru Penguindrum musi sobie odpowiedzieć sam - i dokładnie w tym tkwi przepis na sukces tej serii. Bardzo ciężko opowiedzieć, o czym w zasadzie jest, nie uciekając się do spoilerów; najłatwiej byłoby chyba rzec, iż o przeznaczeniu właśnie. Nie jestem nawet pewna, czy "kryminał" to odpowiednie określenie, bowiem do standardowego schematu detektyw + zbrodnia nie jest jej nawet bardzo daleko, niemniej jednak bohaterowie uwikłani są w pewną intrygę, a przynajmniej...cóż, tak nam się zdaje. Nie powiem więcej, gdyż większość moich przemyśleń to i tak tylko interpretacje - w skomplikowany, acz przejmujący symbolizm tej bajki, warto zagłębić się samemu.

3. Shinsekai yori - następny dramat, również tym razem psychologiczny, rozprawiający nad człowieczeństwem jak i jego brakiem. Po raz kolejny, kryminał z tego nietypowy, choć jest obecny. Razem z grupką przyjaciół, stąpających po ziemi postoapokaliptycznego świata, przyszło nam odkrywać ponure tajemnice zamieszkiwanej przez nich wioski, a wszystko zaczyna się od zaginionych dzieci i urban legend. Tylko czy w każdej legendzie nie ma ziarnka prawdy? Shinsekai yori to zdecydowanie jedna z najsolidniejszych bajek roku 2012 i seria niemalże wybitna sama w sobie, doskonale łącząca elementy dramatyczne z nutką, rzekłabym wręcz, kina grozy. Zrażać może początkowo wolny pacing; akcja przyspiesza w kolejnych odcinkach, by znowu stracić na tempie pod koniec, lecz przy poziomie, jaki reprezentuje cała bajka, jest to wada, na którą niezwykle łatwo przymknąć oko.

4. Perfect Blue - pierwsze i, w mojej dość mocno subiektywnej opinii, najdoskonalsze dzieło Satoshiego Kona. Autor z mistrzowską precyzją zagłębia się w psychikę młodej gwiazdki popu, aspirującej do zerwania ze swoim uroczym wizerunkiem oraz próbującej odnaleźć się w świecie poważnego kina. Dziewczynie przychodzi się zmierzyć nie tylko z własnymi słabościami oraz nową, brutalną rzeczywistością, ale również prześladowcą. Wizje zacierają się z prawdziwymi wydarzeniami, widz zatraca się w tym szaleństwie wraz z protagonistką i dokładnie na tym polega kunszt Perfect Blue. Pierwszoosobowa perspektywa ułatwia wczucie się w sytuację bohaterki, posiadając nie więcej informacji od niej, jesteśmy również zdani na własną zdolność dedukcji w rozwiązywaniu głównej zagadki. To jedna z tych pozycji, które po prostu trzeba zobaczyć.

5. Higurashi no Naku Koro ni - w połowie zestawienia pozwoliłam sobie umieścić sobie pozycję, która przewinęła się na moim blogasku już dwa razy - dość istotnym, wydawałoby się, jest fakt, iż przyznałam jej pierwsze miejsce w moim top pięćdziesiąt. Jak jednak Higurashi ma się do kryminału? Pomimo dość prostego rozwiązania, bije na głowę innych reprezentantów gatunku samym prowadzeniem fabuły, dążącym ku finałowi przez dwa długie sezony. Wielokrotnie pozostawia widza w osłupieniu, szczególnie na początku, do czasu, gdy nie przyzwyczajamy się do specyfiki tej serii. Jest więc wątek kryminalny, jest drama oraz piękne relacje pomiędzy bohaterami, za które subiektywnie pokochałam to uniwersum i wszystko byłoby perfekcyjnie, gdyby nie ta grafika. Czymże jednak jest element tak drugorzędny, jak grafika, w obliczu wartościowej zawartości?

6. Paranoia Agent - jedyna seria TV wspomnianego już Satoshiego Kona, utrzymująca poziom jego słynnych filmów, jeśli nie nawet przewyższająca je pod pewnymi względami. To pozornie dość klasyczna opowieść detektywistyczna, rozpoczynająca się atakiem uzbrojonego w kij bejsbolowy rolkarza na młodą artystkę. Fala podobnych zbrodni szybko rozprzestrzenia się po zamieszkiwanym przez nią mieście, a sprawca pozostaje nieujęty. Potem nadchodzi jednak Twist Fabularny i już wiemy, iż bynajmniej nie mamy do czynienia z banalnym kryminałem. Pan Kon po raz kolejny skupia się na warstwie psychologicznej, zmierzając do rozwiązania sprawy zaczynamy rozumieć, że cała historia zawiera drugie dno i... Cóż, pozwolę sobie zatrzymać się w tym miejscu - polecam zgłębić się w serię samemu.

7. Baccano! - alchemia, receptura na nieśmiertelność, seryjni mordercy, cała galeria charakterów, "latające" pociągi, a to wszystko w pogodnych rytmach jazzu, czyli przepis na sukces. Długo rozmyślałam, czy na miejsce Baccano! odpowiedniejszym zamiennikiem nie będzie Durarara! - doszłam jednak do kilku wniosków, które rzutowały na moją decyzję. Otóż Baccano! było w stanie przedstawić zamkniętą historię w szesnastu odcinkach, nie pozostawiając żadnych z wielu wątków niedomkniętych. Po drugie - czyż DRRR! nie odniosła już wystarczającej sławy, a celem mojego blogaska nie było promowanie nieco bardziej niszowych bajek? W każdym razie, nie umiem odmówić sobie zarekomendowania obydwu serii, nie wskazując przy okazji znacznej wyższości żadnej z nich.

8. Fantastic Children - dzieci z Befort - białowłose i owiane tajemnicą, siejące postrach wśród ludzi, ale czy słusznie? Co wspólnego mają z niewyjaśnionymi zaginęciami oraz dwójką uciekinierów z sierocińca? I w ogóle, o co w tym wszystkim chodzi? Fantastic Children to seria niezaprzeczalnie niełatwa w odbiorze, przedstawiająca ogrom faktów na temat świata przedstawionego i bohaterów, przez co przebrnięcie się przez pierwszych kilka odcinków może stanowić niemałe wyzwanie. Poleciłabym ją więc raczej wyrobionemu i dojrzalszemu widzowi; tak pięknej historii zdecydowanie warto dać szansę. Grzechem byłoby też nie wspomnieć o jednym z najbardziej zachwycających OST, jakie miałam niewątpliwą przyjemność słyszeć.
9. Darker than Black - w niedalekiej przyszłości ludzie nie mogą już cieszyć oczu widokiem prawdziwych gwiazd, a nieliczni, którzy są świadomi tego stanu rzeczy, obdarzeni zdolnościami paranormalnymi, pracują dla agencji zwanej Syndykatem. Darker than Black wprowadza w ponury świat Kontraktorów, czyli właśnie wątpliwie szczęśliwych posiadaczy nadnaturalnych mocy. Akcja skupia się głównie na potyczkach enigmatycznego Hei'a, niemniej jednak bohaterów poznajemy od groma, z czego niemal każdy zasługuje na słowo wspomnienia, a na to niestety nie posiadam miejsca, nie jest to również intencją krótkiej notki. Oprócz wysublimowanego grona postaci, muszę pochwalić również fantastyczny soundtrack... a resztę polecam odkryć samemu. Naprawdę warto.

10. Ayatsuri Sakon - ostatnim tytułem jest, ironicznie, najbardziej "kryminalny" ze wszystkich prezentowanych kryminałów, przywodzący mi na myśl dzieła Agathy Christie. Ayatsuri Sakon to zbiór detektywistycznych historii, połączonych parą protagonistów, a dokładniej młodego lalkarza i jego marionetki. Brzmi cokolwiek absurdalnie? Nie powinno, bowiem seria jest jak najbardziej logiczna i co ważniejsze - porządnie wykonana, przez co przyjemna w odbiorze. Prezentuje świetny balans wątku kryminalnego z dramatycznym oraz humorystycznymi wstawkami, każda z historii jest niezwykle intrygująca. Poznajemy nie tylko losy bohaterów poszczególnych odcinków, ale i przeszłość protagonistów, skądinąd nie mniej ciekawą. Czy to z racji daty wydania (piętnaście lat na karku robi swoje), czy z innych, niezrozumiałych mi powodów, bajka pozostaje niszową - a ogromna szkoda, bo powinna stanowić nie lada gratkę nie tylko dla miłośników gatunku, tak sympatyczny tytuł ma szansę przypaść do gustu każdemu.
1. Gintama - Shounenowy tasiemiec. Trzy razy nie, dziękujemy. A jednak. Gintama dokonała niemożliwego i została nie tylko moją ulubioną komedią, ale i jedną z bardziej cenionych bajek w ogóle. Pomimo ciągnięcia się przez kilkaset chapterów i niemal trzysta odcinków, dalej zaskakuje oraz rozkłada na łopatki swoją kompletną randomowością. Mało tego, gdzieś tam czai się i fabuła, nierzadko naprawdę ciekawa oraz wyjątkowo, jak na komedię, poruszająca, wystarczy chociażby spojrzeć na arc w Yoshiwarze i przedstawione w nim problemy tejże dzielnicy. Wypadałoby jednak ostrzec - Gintamowy humor jest dość specyficzny i choć mnie kupił już w pierwszym odcinku, malkontentów znalazło się od groma. Polecam obejrzeć godzinny wstęp, dający precyzyjny przedsmak bajki. Zresztą, nie przejmujcie się; ponoć połowy gagów w Gintamie nie rozumieją sami Japończycy.

2. Level E - anonimowa inwazja kosmitów, obcy żyją wśród nas, choć nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy; tymczasowo są niegroźni dla gatunku ludzkiego, toczą się jedynie potyczki między poszczególnymi rasami, ale kto wie, jak niebezpieczne mogą okazać się ich gangi? Uwikłany w intrygę, protagonista musi zajmować się rozkapryszonym księciem dalekiej planety... a przynajmniej tyle wiemy przez pierwsze dwa odcinki. Nie zdradzę nic więcej, nie chcę psuć niespodzianki - warto doświadczyć tego osobiście. No ale przecież mówimy o komediach! I w rzeczy samej, Level E to komedia arcygenialna, łącząca szaleństwo z zaskakująco porywającą fabułą, doprawiona fantastyczną grafiką oraz soundtrackiem. Funfact: bajka wychodziła w sezonie Madoki i to chyba jedyny powód dla którego tak niezwykle udana seria przeszła bez większego echa.

3. Suzumiya Haruhi no Yuutsu - nieznajomość Haruhi jest dla mnie tak absurdalna, jak głęboka fascynacja Kod Gijasem i uwielbienie do Suzaku jednocześnie. Haruhi zna każdy, od ponad ośmiu lat zbiera swój monstrualnie wielki fandom (a właściwie to kościół), fani wywijają tyłkami w rytm jej openingu (co zawsze wychodzi równie żenująco), a fala fail cosplayerów zalewa każdy konwent. Haruhi nie trzeba przedstawiać nikomu, tę bajkę się po prostu zna, oszczędzę więc wam dłuższego lania wody i przejdę do konkretów - chociażby dla samego faktu znania tej bajki, obejrzeć ją trzeba. Niemal prekursor gatunku, od którego wiele podobnych serii wciąż próbuje mniej lub bardziej udolnie czerpać.
4. Binbougami ga! - szczęście niby zawsze się w życiu przydaje. Bogata, inteligentna, słodka jak cukierek oraz obdarzona imponującym popiersiem Ichiko na pewno nie może zaprzeczyć - tylko co, jeśli ten słodycz jest w środku nieco zgniły? Nie, bynajmniej, Binbougami ga nawet nie próbuje być poważne. Zamiast tego, oferuje absurd w czystej formie, tuziny nawiązań do mnóstwa bajek (wyróżnić trzeba parodię JoJo oraz DN, wyguglajcie, zachęca do seansu bardziej, niż najobszerniejsza z moich ścian tekstu) oraz całą galerię barwnych osobowości, jedna drugą przebijająca. Humorowi zdarza się oscylować na granicy dobrego smaku (w mojej opinii, nigdy jej nie przekraczając, jednak mam wypaczone zdanie na ten temat) -od czego są wszakże pierwsze odcinki, jeśli nie w celu przekonania się samemu? Od siebie, rekomenduję i to niezwykle mocno.

5. FLCL - czyli jak wyglądałby Evangelion, gdyby tworzono go na fazie. Ale nie, nie na antydepresantach. Myślę, że twórcy FLCL brali płynne żelki prosto w żyłę. Czy cokolwiek. Zresztą, czy coś z tego jest w ogóle istotne, gdy omawiamy serię, w której młodzi chłopcy są molestowani przez dziewczyny swoich braci, posiadają cokolwiek dwuznacznie wyglądające narośle na środku czoła czy chociaż będącymi ofiarami prześladowania uzbrojonych w gitarę kosmitek? O tej bajce mogę na pewno powiedzieć jedynie dwie rzeczy - animacja oraz soundtrack robią gigantyczne wrażenie nawet po upływie wielu lat, idealnie wpasowując się w klimat. Może nie zrozumiałam, ba, może i nigdy nie zrozumiem, o czym to właściwie było... tylko jakie to ma znaczenie w obliczu tak wielkiego enjoymentu, którego doświadczyłam podczas seansu?


6. Pani Poni Dash! - wbrew pozorom - SHAFT naprawdę istniał przed powstaniem Bakemonogatari! Mało tego, nie tylko sobie cicho egzystował, ale swego czasu stworzył jeden z bardziej interesujących produktów japońskiej animacji. Produktów niemal równie trudnych do opisania, jak i w odbiorze; nie mam pojęcia, o czym to w zasadzie było, ale mi się podobało. Jeśli sądziliście, że to Gintama zabija ilością nawiązań do japońskiej popkultury, byliście w głębokim błędzie. Szkolne przygody bohaterów... Do jasnej cholery, oni w jednym z odcinków ratowali naszą planetę. Bajka zdecydowanie nie dla wszystkich, wymaga  pewnej wytrzymałości i sporego rozeznania, o ile planujemy czerpać z niej pełną przyjemność, jednakże po prostu unikatowa. Na każdej płaszczyźnie.

7. Jinrui wa Suitai Shimashita - na plakacie słodka dziewuszka, otoczona równie cukierkowatymi przedmiotami, w serduszkowym tle widzimy rajski krajobraz. Jak bardzo mogą mylić pozory i czy naprawdę uwierzylibyście, że Jinrui wa Suitai Shimashita jest czarną komedią? Kontrast pastelowej grafiki oraz uroczej otoczki z groteską prezentowanego humoru to zdecydowanie największa zaleta bajki, przy okazji wyróżniając ją z nawału podobnych. Podobnie jak w przypadki Pani Poni Dash! (cóż, aż tak ekstremalnie jednak nie jest), nazwanie ją "absurdalną" to cokolwiek za mało; żarty bywają kompletnie randomowe, ale przecież to właśnie w komediach kochamy, prawda?
8. Carnival Phantasm - były parodie, były satyry, mieliśmy czarne komedie oraz twory kompletnie absurdalne - czas więc na autoparodię od TypeMoon, zestawiającą postaci z dwóch najpopularniejszych franczyz, Shingetsutan Tsukihime oraz Fate/Stay Night. Do fanów tychże Carnival Phantasm jest też celowane, osoby niezaznajomione z uniwersum owszem, prawdopodobnie będą ukontentowane, jednak do zrozumienia tabunów nawiązań, czyli przecież najsmaczniejszego mięska, znajomość zarówno bajek, jak i visual nowelek, jest esencjonalna. Karnawał, jak karnawał; zabawa i szaleństwo, co sprawdza się wyjątkowo dobrze w kontraście ze śmiertelną niemal powagą parodiowanych serii. Istna gratka dla miłośników, a tych, mam nadzieję, mamy tutaj wielu. 

9. Saint Onii-san - a co by było, gdyby Jezus i Budda postanowili wybrać się na wspólne wakacje do Japonii? Cóż, zakładając, że w ogóle istnieją, mogliby zamieszkać w tanim apartamentowcu, chodzić razem do sauny, rozdawać w prezencie owce i szerzyć dobro na ziemi. Saint Onii-san jest nie tylko przezabawne, ale i bardzo ciepłe, a oba bóstwa przesympatyczne; w zasadzie nawet bardziej bawi wyobrażenie Japończyków o chrześcijaństwie. Poszukujących gagów wyśmiewających którąś z religii muszę rozczarować, a potencjalnie zbulwersowanych takowymi uspokoić, bowiem jak wspomniałam, serii blisko do okruchów życia i choć żarty bywają niemal absurdalne, dominuje spokojny klimat. Kinówka okazała się w moim odczuciu nieznacznie lepsza od odcinków OAV, niemniej jednak polecam zapoznać się ze wszystkim.

10. Hataraku Maou-sama! - tym razem, kończymy demonicznym akcentem. Hataraku Maou-sama w skrócie? Szatan pracujący w fast foodzie. I gdyby wyjąć z deka niepotrzebną fabułę (tak, to ten typ komedii, który ma albo zbyt słaby pomysł na główną intrygę tudzież świat przedstawiony, albo za mało czasu ekranowego, albo...jedno i drugie, iż lepiej by się obszedł bez zagłębiania się w fabułę, skupiając się jedynie na gagach), byłoby świetnie. Cóż, wciąż jest natomiast bardzo dobrze. Idea jest nieco podobna do zamysłu fabularnego Saint Onii-san, bohaterowie są jednak zdecydowanie bardziej "cywilizowani", stąd ich zderzenie z japońską codziennością nie przynosi aż tylu abstrakcyjnych sytuacji. Subiektywnie - fajna bajka, spędziłam z nią miło czas. Nie mogłabym natomiast bezwarunkowo polecić jej absolutnie wszystkim, choć jej miłośnicy na pewno się znajdą.
Zgodnie z obietnicą, tym razem moje ulubione okruchy życia, zawierające mniej dominujące ilości wątku romantycznego czy humoru - w tych przypadkach najważniejszy jest SoL.
PS Owszem, nie umiem liczyć. Ale nic mnie to nie obchodzi, w tym gatunku jest po prostu zbyt wiele dobroci, żeby ograniczyć się do marnej dziesiątki.

1. Mushishi - czy istnieje anime idealne? Prawdopodobnie nie. Istnieje za to Mushishi, któremu do ideału naprawdę niewiele brakuje. Zapierający dech w piersiach, wysublimowany zbiór opowieści o enigmatycznym podróżniku. Zaskakujące studium natury człowieka, ironicznie, wysługujące się monstrami. Zachwycająca gra światłocieni, delikatna muzyka, grana przeważnie na dzwonkach, flecie tudzież cymbałkach. Tła stanowiące istne arcydzieło, porażające bogactwem detali, żyjące. Wszystko to raczej smutne, acz często zwieńczane krótkim promyczkiem nadzieji, lekką nutką optymizmu. Seria dla dojrzałszego widza, oczekującego intelektualnej uczty - dla takiego Mushishi jest pozycją obowiązkową.
2. Gin no Saji - druga pozycja pretendowała również do zwycięscy kategorii komedia, postanowiłam jednak umieścić ją tu. Zderzenie mieszczucha z wiejską rzeczywistością faktycznie przysporzyło wiele okazji do iście genialnych gagów, ale to za chara development Hachikena oraz ogólną atmosferę Gin no Saji pokochałam tę bajkę. Komedia miesza się z wątkami nieco poważniejszymi; brak akceptacji u rodziców, poszukiwanie własnego "ja", niepewność odnośnie własnej przyszłości, presja otoczenia, a szczególnie własnej rodziny, problemy finansowe, zmuszające do podjęcia radykalnych decyzji. To wszystko, wraz z gronem absolutnie przesympatycznych bohaterów, oferują dwa sezony - wciąż liczę na trzeci.
3. Uchouten Kazoku - podium zamyka pozycja ledwo roczna i jednocześnie najbardziej underrated z całej listy. Imponująca grafika, niebanalna fabuła i bohaterowie w słodko-gorzkim, choć raczej z dominacją goryczy. Nieco groteskowe zestawienie okrucieństwa z jednej strony pozornie koegzystujących ze sobą ras wypada iście intrygująco i zdecydowanie przekonująco. Jednym z największych plusów są również relacje między bohaterami; sposób prowadzenia akcji tylko zachęca do zagłębienia się w więzi, jakie ich łączą. Ekscentryczna rodzina Shimogamo wprowadziła do gatunku przyjemny powiew świeżości. Nie jest to specjalnie lekka seria, skłania do rozmyśleń, jednocześnie nie przytłaczając depresyjnym klimatem.
4. Natsume Yuujinchou - czysty i niepodważalny dowód - wielosezonowe uniwersa nie muszą cierpieć na wyczerpanie materiału. Wręcz przeciwnie, wraz z postępem czasu, Natsume staje się lepsze i lepsze, a widz wciąż ma ochotę na więcej i więcej. Spokojny Takashi i uszczypliwy Nyanko-sensei stanowią przesympatyczny duet, uroku ciężko odmówić również stopniowo wprowadzanym bohaterom. Pojedyncze historie wręcz emanują ciepłem, atmosfera rozczula i rozwesela, nierzadko również  porusza. Z niezrozumiałych dla mnie powodów, uniwersum Natsume opatrzone jest targetową widownią "shoujo", mogę się jednak pokusić o stwierdzenie, iż jest w stanie trafić do niemal każdego.
5. Kimi to Boku - ot, bajka o grupce dojrzewających chłopców, uwielbiających spożywać drugie śniadanie na dachu, żartować z siebie nawzajem, spędzać czas we własnym gronie i cieszyć się beztroską młodością. Nuda? Skąd. Kimi to Boku stawia nastoletniość w bardzo pozytywnym świetle, błahe problemy takimi zostają, dramy ograniczają się do niewielkich niesnasek pomiędzy przyjaciółmi, cały ten okres jest ukazany jako przyjemny i wolny od trosk, nie tracąc przy okazji realizmu. Cała piątka to przesympatyczna, ale i niezwykle różna mieszanina, poczynając na zniewieściałym Shunie, sarkastycznych bliźniakach, Yuukim i Yuucie, idąc poprzez energetycznego Chizuru, a na kończąc na opanowanym Kaname.
PS Mary x Chizuru OTP forever and ever.


6. Tsuritama - kosmici, wędkowanie, a to wszystko w sosie z okruchów życia. Pisałam o Tsuritamie wielokrotnie, bo i warto często wspominać o tak piekielnie dobrej i jednocześnie smutnie niedocenianej bajce. Szóste miejsce w rankingu zapewnił jej optymistyczny klimat, zgrabnie przepleciony z delikatnym wątkiem dramatycznym, a przede wszystkim, przepiękne ukazanie rozwijającej się prawdziwej przyjaźni. Bliżej zainteresowanych, zapraszam do pełnej recenzji, popełnionej przeze mnie już jakiś czas temu:
http://hiyolandia.blogspot.co.uk/2014/02/eno-shi-ma-don-recenzja-tsuritamy.html
7. Kure-nai - prawdopodobnie najmniej znana pozycja z całego zestawienia, pozornie niewyróżniająca się niczym - ot, chłopiec zajmuje się dziewczynką, w tle przewija się jakaś wielka Drama, wymieszana z Suspensem, a na bohaterów czyha tajna Organizacja. Nic bardziej mylnego, o czym przekonywałam już w, notabene pierwszej, jednej z moich so-called recenzji. Zapraszam do lektury i naturalnie, seansu.
http://hiyolandia.blogspot.co.uk/2014/01/studium-trudow-zycia-codziennego-czyli.html
8. Kuragehime - nie cierpię się powtarzać, jednak po raz trzeci - ględzę i ględzę o Meduziej Księżniczce. Samą bajkę uwielbiam, choć mam z nią jeden problem; ni to pies, ni wydra. Otóż wątek romansowy obecny, ale nie dominujący, to samo z okruchami życia oraz komedią. Zamieszczam więc po raz kolejny i znowuż zachęcam do zapoznania się z dość obszerną recenzją, tkwiącej na Hiyolandii od kilku miesięcy, gdzie dokładnie wyjaśniam swoją mocno subiektywną opinię:
http://hiyolandia.blogspot.co.uk/2014/04/meduzia-ksiezniczka-i-przyjaciele.html
PS Z racji tego, iż Brains-Base cannot into kontynuacje, polecam również wciąż wydawaną mangę.

9. Non Non Biyori - i kiedy myśleliśmy, że w konwencji cute girls doing cute things nie da się nic wymyśleć, ten "gatunek" jest skazany na niechybną porażkę, jakaś zjebajkowa opatrzność rzekła "nie lękajcie się" - i w październiku roku 2013, zesłano nam Non Non Biyori. Serię, gdzie bohaterki są przesłodkie, a jednocześnie przezabawne. Serię odprężającą, interesującą i rozczulającą. Serię zwyczajnie wspaniałą. Zapowiedź drugiego sezonu wnosi na moją twarz wyraz bezgranicznego ukontentowania, tak samo jak zresztą czynił z nią seans kolejnych odcinków. Non Non Biyori bije na głowę większość moeprodukcji od KyoAni, pokazując idealny balans słodyczy oraz humoru. Nyanpassu!


10. Hanasaku Iroha - "praca kształtuje charakter" - i oglądając Hanasaku Irohę, ciężko się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Trochę to trywialne? Może. Za to niezwykle wciągające. No i cudowne pod względem graficznym, ale czegóż innego mogliśmy się spodziewać po P.A Works. I o tej bajce napisałam już recenzję, co chyba tylko świadczy o tym, jak bardzo szanuję pozycje z omawianego zestawienia. Zapraszam do lektury.
http://hiyolandia.blogspot.co.uk/2014/02/ah-te-japonskie-pensjonaty-recenzja.html

11. Usagi Drop - od nadmiaru słodyczy umrzeć raczej ciężko. Jeśli więc cierpicie na niedobór cukru we krwi - to pozycja idealna. A i pozostali powinni być ukontentowani. Usagi Drop pokazuje, jak cieszyć się z rzeczy małych, przedstawia rodzicielstwo, nawet samotne, jako dar, napawa optymizmem. Obserwujemy stopniowy rozwój ojcowskiego uczucia trzydziestolatka, którego świat wywrócił się do góry nogami, po zostaniu opiekunem nieślubnej córki własnego dziadka. Mała Rin i Daikichi to zgrany duet, potrzebujący co prawda czasu na dotarcie do siebie, jednak stający się niemal nierozłączny już po kilku odcinkach. Bajka wprost przeurocza i emanująca ciepłem, idealna na chandrę.
PS Nie czytajcie mangi. Po prostu... nie.
12. Chihayafuru - przyjaźń, samodoskonalenie oraz praca zespołowa. Było? Było. Ale jeszcze nie takie wyborne. Owszem, ja również dostaję wysypki tylko słysząc o "nakama power". Mimo to, dałam Chihayafuru szansę. I je po prostu pokochałam. Anyway, zanim znowu zacznę się powtarzać - po raz ostatni dziś, przysięgam, odsyłam do pełnej recenzji, w której rozpływam się nad tą bajką w większych detalach Naturalnie, do seansu zachęcam nawet bardziej. Kupujcie blureje, trzeci sezon Chihayi sam na siebie nie zarobi!
http://hiyolandia.blogspot.co.uk/2014/02/wizja-to-nie-wszystko-trzeba-ja-poaczyc.html
13. Welcome to N.H.K - hikikomori, tym razem na poważnie. Bajka ku przestrodze, ale w niezwykle przyjaznej odbiorcy formie, pełna zaskakująco ciekawych plottwistów, niebanalnych relacji pomiędzy bohaterami, zwieńczona bardzo profesjonalnym podejściem do tematu twórców - seria jest istną kopalnią wiedzy o omawianym zjawisku, a wszystkie podane weń informacje autentyczne. Czemu więc, pomimo tylu niewątpliwych zalet, prawdopodobnie czyniących z bajki niemal perfekcyjną, umieszczam ją stosunkowo nisko? Nie wiem, to chyba czysty subiektywizm, który bynajmniej nie powinien zrażać, bowiem Welcome to N.H.K jest pozycją niemal obowiązkową. A może to po prostu jeden wielki spisek. A przynajmniej tak powiedziałby główny bohater.

14. Minami-ke - choć miałam wątpliwości, czy nie umieścić Minami-ke w zestawieniu komedii, koniec końców doszłam do wniosku, iż do tego towarzystwa pasuje zdecydowanie lepiej. Owszem, klimat panuje zdecydowanie luźny, humor potraktowano jako temat przewodni, jednak w mojej subiektywnej opinii, ta bajka jest zwyczajnie zbyt spokojna i życiowa, by tkwić na tej samej liście z Nichijou czy Yuru Yuri. Wracając do konkretów - spójrzcie, kolejna moebajka, której wielu z was pewnie nie ma jeszcze na koncie i kolejny dowód, że owszem, da się, słodkie dziewuszki mogą wypaść ciekawie. Czuję się również w obowiązku wspomnieć, iż drugim sezonem zajęło się inne studio, co niestety poskutkowało spadkiem jakości grafiki - na szczęście, atmosfera pozostała niezmienna, a chara designy w następnych uległy znacznej poprawie.

15. Beck - tym razem listę zamyka, jak zwykle, last but not least, pozycja po raz kolejny zgoła inna od reszty. Beck jest bowiem serią muzyczną, nieco od wyżej wymienionych również poważniejszą. Paradoksalnie - mnie, nie licząc wyśmienitego soundtracku, rzecz jasna, najbardziej do gustu przypadł prezentowany humor. Perypetie młodego i niezgranego jeszcze zespołu doskonale ukazują, jak brutalny jest rynek muzyczny, nikt nikogo nie oszczędza, a nawet najbliższy przyjaciel to przede wszystkim, rywal. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie sam protagonista. Jak swoich senpajów kocham, wielokrotnie miałam ochotę porzucić serię tylko ze względu na tego przygłupiego dzieciaka, nieskalanego gramem rozumu i potrafiącego rujnować naprawdę niezłe sytuacje. Są jednak bohaterowie drugoplanowi, którzy zdecydowanie ratują całą bajkę - ale o nich polecam przekonać się samemu i zdzierżyć Koyukiego do czasu ich pojawienia.

Słowem wyjaśnienia - poniższe serie uznaję za nacechowane bardziej na komedię, niźli SoL, stąd komediowe okruchy życia umieszczę w osobnym zestawieniu, a jeszcze innym - komedie-supernatural.


1. Nichijou -  Jeśli ktokolwiek dalej uważa, że KyoAni nie umie into dobre bajki, prawdopodobnie po prostu nie widział jeszcze Nichijou. Albo cierpi na raka gustu i prezentowany tam humor mu się nie spodobał. Na serię składają się niepowiązane ze sobą fabularnie krótkie historyjki, które równie dobrze można oglądać w dowolnej kolejności, bowiem relacje pomiędzy bohaterami są wręcz oczywiste i często przypominane. Widziałam Nichijou równo trzy razy, scenę z jeleniem czy windą około trzystu, a za każdym razem zaśmiewałam się do rozpuku. Kompletny absurd, najlepsze wydanie slapsticku, trzy razy tak. Tymczasem pozostawiam was z tym arcydziełem: https://www.youtube.com/watch?v=qlTUGtluiHg

2. Danshi Koukousei no Nichijou - cute boys, doing...weird stuff. Oto i nadeszła odpowiedź na moebajki z uroczymi dziewczątkami, zajmującymi się w zasadzie niczym, oprócz bycia. Grupa pozornie zwyczajnych licealistów zgłębia tajniki sztuk walki, golenia sutków, aktorstwa, poezji oraz noszenia damskiej bielizny wraz ze spódniczką, a to wszystko polane zdrową dawką absurdalności i karykaturalnego przerysowania. Rozważania bohaterów bywają iście niedorzeczne i dokładnie dlatego tak niesamowicie zabawne. Poznajemy ich mnóstwo, stąd łatwo pogubić się w imionach, ale nie stanowi to specjalnego problemu - niektóre żeńskie postacie mają nawet zasłonięte twarze (bowiem kobiety są widziane przez główną grupę jako najstraszliwsze potwory). Hidenori best girl!

3. Azumanga Daioh - Pomimo ewidentnego dystansu, który staram się utrzymać w stosunku do serii o moe dziewczynkach, podium zamyka starsza (i o niebo bardziej udana!) siostra Lucky Stara. Adaptacja 4komy? Indeed. Czy to w jakikolwiek sposób dyskredytuje serię? Bynajmniej. Azumanga to esencja słodyczy, ale i świetnego humoru. Postacie stanowią ogromną i bardzo różnorodną galerię, mamy standardowe typy, tsundere, yamato nadeshiko, tomboye, nawet sfrustrowaną, wiecznie niezamężna nauczycielkę, jednak może i z racji wieku samej bajki, a może  po prostu staranności w prowadzeniu charakterów, bohaterek po prostu nie da się nie lubić. W swoim gatunku praktycznie klasyk, którego nie sposób mi nie polecić.
4. Sayonara Zetsubou Sensei - Była ogromna dawka absurdu, były i moe dziewczynki - czas na przepysznie czarny humor i moją ulubioną komedię od SHATFu of all time. Żarty bywają naprawdę mocne, najczęściej wybieranym ich tematem są samobójstwa (które tytułowy Zrozpaczony Nauczyciel próbuje popełnić przy każdej nadarzającej się okazji), najlepsze jest jednak to, że oprócz szokowania, bawią. Typowa seria gagów, z całą galerią kompletnie niesztampowych i nieprzewidywalnych postaci, z Itoshiki-senseiem na czele. Osobiście jestem również ogromną fanką schludnej grafiki, twarze bohaterów są charakterystyczne do stylu, tła bywają zarówno maksymalnie uproszczone, jak i robiące spore wrażenie. Czy muszę dodawać, jak bardzo polecam?

5. Gekkan Shoujo Nozaki-kun - Miejsce piąte - bajka zakończona zaledwie kilkanaście dni temu, która szturmem wdarła się do mojego serduszka, o czym zresztą wspomniałam już kilka razy. Bohaterowie pierwszo; i drugoplanowi, którym oryginalności tylko pozazdrościć może 95% widzianych przeze mnie bajek. Do dziś nie umiem sobie wybaczyć skreślenia jej tylko za bycie adaptacją 4komy, wszak po samej Azumandze powinnam wyprzeć się tego uprzedzenia. Gekkan Shoujo jest nie tylko najlepszą pozycją ubiegłego sezonu i jedną z ciekawszych tego roku - świeżym humorem i kompletną nieprzewidywalnością w poczynaniach bohaterów wybija się wysoko nad wieloma przedstawicielami gatunku.
6. Seitokai Yakuindomo - Bajka opierającą się niemal wyłącznie na gagach z podtekstem seksualnym, jednocześnie niezawierająca śladu nagości i ani na chwilę nie przekraczająca granic dobrego smaku, czyli istny ewenement, utrzymujący poziom przez obydwa dotychczas wyemitowane sezony. Co najciekawsze, gagi wypadają świetnie, nawet pomimo pewnej powtarzalności, co tylko świadczy o mistrzostwie w fachu twórców. Dość schematycznych i nieskomplikowanych bohaterów ratuje ich urok, z czego najmniej interesującym przypadkiem jest chyba sam protagonista, za to przewodniczącą samorządu, drugą "najgłówniejszą" bohaterkę uwielbiam całym serduszkiem. Wyjątkowych świętoszków niektóre sceny może i mogą nieco zgorszyć, nawet pomimo braku ecchi, reszta natomiast powinna być kompletnie ukontentowana.

7. Shinryaku! Ika Musume - czyli dwanaście odcinków przygód małej dziewczynki i jej macek.
.
..
...
Kolejna (lecz bynajmniej nie "kolejna taka sama") komedia absurdalna, stety niestety, niemająca nic wspólnego z hentaiem, tym razem traktująca o nadmorskich perypetiach pewnego rodzeństwa i ich nietypowej przyjaciółki. I słowem wyjaśnienia - odnośnik "realizm" nie jest przypadkowy, ale o jego słuszności polecam po prostu przekonać się samemu.
8. Ichigo Mashimaro - Tytuł tej bajki właściwie idealnie opisuje ją w dwóch słowach - truskawkowa pianka. Spoglądałam nieco sceptycznie na serię traktującą ni mniej, ni więcej, jak o grupce mocno niedojrzałych dziewcząt; chyba tym lepiej, bowiem byłam bardziej niż pozytywnie zaskoczona. Pomimo wieku obsady, wręcz prowokującego do użycia najpodlejszego chwytu, seria nie ucieka się do fanserwisu w absolutnie żadnej formie, bo i nie ma potrzeby. Obrania się świetnym humorem, uroczymi bohaterkami i bezpretensjonalnością, beztroska dziewcząt nie drażni, a rozczula. Ending jest natomiast zaskakująco magiczny, dodaje serii nostalgicznego klimatu oraz stanowi idealne zwieńczenie każdego odcinka. Najmniej szalona pozycja z listy, acz wciąż przekomiczna.
9. Maria Holic - Kolejna już pozycja od SHAFTu, będąca niestety bardzo underrated i niedoceniona przez wielu, czego nie umiem pojąć, będąc zapaloną fanką Kanako i sadystycznej...nego... Marii. Maria Holic jest w sumie niezwykle interesującym przypadkiem, bowiem kontynuacja wypada nieznacznie lepiej, od swojej poprzedniczki. Oprócz typowego, SHAFTowego humoru, charakterystycznego stylu wizualnego, na ogromną pochwałę zasługuje dobór obsady - Kobayashi Yuu w roli Marii pokazuje pełnię swoich umiejętności, Sawashiro Miyuki po raz kolejny zaskakuje jako nadzorczyni akademika, nawet szkolny ksiądz przemawia głosem fantastycznego Sugity Tomokazu. Must watch dla wszystkich #trueshafters i nie tylko.


10. Yuru Yuri - Czymże byłoby to zestawienie bez mojej kochanej Kyouko i spółki? O Yuru Yuri pisałam już chyba wszystko, bo i właściwie łatwo je podsumować - szalone przygody lesbijek w szkole dla lesbijek. Nie zabrakło patosu, poważnych dylematów, ambitnych dialogów, dysput na wysublimowane tematy, scen walki, a nawet rozlewu krwi. Naturalnie, zaznajomieni z serią zrozumieją, co mam na myśli, całą resztę zachęcam po prostu do seansu i przekonania się.
Następny PostNowsze posty Poprzedni postStarsze posty Strona główna