
Już pierwsza scena po prostu poraża mnie w swoim traktowaniu widza jak skończonego kretyna. Nikt mi nie wmówi, że istnieje na tym świecie coś bardziej żenującego, niż wymawianie tytułu przez jedną z postaci na głos, zresztą dlaczego ktokolwiek sądził, iż widz potrzebuje jakiegokolwiek dialogu w tamtej scenie. Jedną z najgorszych cech filmu jest nadmierna paplanina. Oczywiście został on sklasyfikowany jako PG 12, coby dolary od dzieciaków i ich rodziców się zgadzały, ale nieuniknionym jest sprowadzenie każdej sceny do czegoś, co dwunastolatek umie przyswoić. Absolutnie nic nie pozostaje delikatnie niedopowiedziane; nawet Major (swoją drogą, Major jest tutaj jej IMIENIEM), stała się wyjątkowo gadatliwa. Z ikony silnych, niezależnych bohaterek, przeradza się w zagubioną dziewczynkę, wiecznie kwestionującą każdy swój krok. Kolejnym przekleństwem idącym za przypisanym ratingiem jest oczywiście ograniczenie jakiejkolwiek przemocy do absolutnego minimum. Możemy zapomnieć również o sutkach, co w niektórych scenach wygląda niesamowicie komicznie.
Nikt mi nie wmówi, że Scarlett Johansson to dobra aktorka. Widzieliście kiedyś jak chodzi Kusanagi? Każdy krok stawia z pewnością, gracją. Johansson porusza się natomiast niczym kulawy borsuk z autyzmem. Dobre słowo mogę powiedzieć chyba wyłącznie o aktorze grającym Kuze; w swojej roli wypadł bardzo sympatycznie i relatywnie przekonująco. Primo - dlaczego Aramaki mówi po japońsku, a wszyscy odpowiadają mu po angielsku?! Skoro znają oba języki na tyle dobrze, że rozumieją całe skomplikowane zdania, to z pewnością umieją w nich także mówić, na litość boską! Secundo - kto wpadł na pomysł zatrudnienia, w znaczniej mierze, białych i czarnych aktorów, po czym nazwanie ich postaci japońskimi nazwiskami? Dlaczego ta poprawność polityczna? Nie, żadnemu rozumnemu widzowi nie przeszkadzałby absolutny brak różnorodności w pochodzeniu etnicznym bohaterów, bowiem w Japonii jest ona niewielka, a nazwiska, nazwy własne oraz sam wygląd miasta definitywnie wskazują te państwo jako miejsce akcji .
Chciałabym powiedzieć, że najlepszą stroną tego krótkiego koszmarku są wizualia, ale wspomnienia koszmarnej choreografii wszelakich walk nawiedzają mnie po nocach do dzisiaj. Johansson nie posiada w sobie żadnej zwinności, nie pokwapiono się chyba nawet o dublera, toteż dostajemy zlepek koślawych, kompletnie nieprofesjonalnych scen, pełnych zbliżeń i spowolnień w kluczowych momentach. O ile CGI, wielkie, świecące miasto, piękne hologramy, horyzonty, wszystko wygląda wspaniale, to tylko w stanie nieruchomym. Osobiście nie podoba mi się również ożywienie otoczenia; opuszczone slumsy oraz zniszczone przedmieścia oryginału dużo lepiej oddawały autodestrukcyjne widmo przyszłości unoszące się przez całość trwania filmu z 1995. Soundtrack? Nie istnieje. Oprócz nieco odświeżonej wersji Making of the Cyborg (puszczonej do napisów końcowych) muzyka jest zupełnie nijaka i niepasująca do akcji na ekranie.
Czy było aż tak źle? Pewnie nie. Nie mogę natomiast nie zauważyć jak bardzo uproszczona oraz ugrzeczniona jest ta przecież zupełnie poważna opowieść, sprowadzając wszystko do niewiele więcej niż ładnej, ckliwej bajki dla nastolatków. Gdzieś uciekł klimat, gdzieś uciekł... sens. Sens istnienia tego filmu. Nie skłania do żadnych przemyśleń, nie wywołuje żadnych emocji. No, może za wyjątkiem rozważania wydatku sporej ilości pieniędzy na bilet oraz złością z tymże się wiążącą.
![]() |
Klatki z roku 1995, moi drodzy. |
Miałam nie iść i teraz wiem, że rzeczywiście nie ma po co. Dziękuje za zaoszczędzenie mi czasu ;)
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam, obejrzę dopiero z bluraya w domu, ale ten cały opis wygląda, jakbyś pisała o mandze - tę niedawno wreszcie przeczytałam ;) No, może poza tymi fragmentami o zagubionej dziewczynce, a że tutaj Major to jej imię to fajno, bo miała za dobrze, będąc jedyną postacią z imieniem i nazwiskiem (nawet jeśli nie były prawdziwe), podczas gdy na przykład jej ukochany był po prostu "tym dupkiem z Jedynki". Sprawiedliwość!
OdpowiedzUsuńNie w temacie, ale polecam obejrzeć włoski film akcji - dramat z anime w tle "Jeeg Robot" naprawdę ciekawa produkcja.
OdpowiedzUsuńKiedyś go obejrzę, ale najpierw muszę zapoznać się z oryginałem. Czekam na kolejny post!
OdpowiedzUsuń