Podsumowanie lata 2015.

Tym razem bynajmniej nie mogę z przerażeniem stwierdzić "to już koniec sezonu?! jak ten czas szybko zleciał!", bowiem lato było absolutnie nużące i zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Rada jestem, i wielu z was zapewne też, że to nareszcie koniec. Dawno nie trafił nam się tak rozczarowujący sezon; nie tylko wypełniały go głównie przeciętniaki, ale pojawiło się również kilka tytułów skrajnie żenujących. Średnia moich ocen wynosi zawrotne 5.4 na 22 oglądane bajki. Dla porównania, sprawdziłam sobie oceny wystawione bajkom wiosną, która zapowiadała się dużo przeciętniej od lata - 6.6. Często nakładały mi się zaległości, których nawet nie miałam ochoty nadrabiać pomiędzy wszystkimi wyjazdami. Pokładajmy więc nasze nadzieje w jesieni, lecz najpierw zreflektujmy nieco nad minionymi miesiącami. Ta edycja zawiera wyjątkowo dużo literków, ostrzegam.

PS Udało mi się zdać absolutnie wszystkie egzaminy, z wynikami dość mocno powyżej przeciętnej. Wierzę, że jesteście ze mnie dumni tak mocno jak mój kot i babcia.

PS2 Jednak znajdzie się tu zwyczajowa formułka - otóż postarajcie się przymknąć oko na wszelakie powtórzenia i tak dalej. Tryharduję, jednak napisanie tej ściany tekstu znowu zajęło mi trzy tygodnie, w tym ostatniego, tuż przed publikacją, ogarnęło mnie zaćmienie umysłowe spowodowane chorobą, stąd pewnie coś mi umknęło.

Akagami no Shirayuki-hime
Gatunki + target demograficzny: shoujo, romans, dramat, fantasy
Ilość odcinków: 12
Studio: Bones
Shoujo o czerwonowłosej, płomiennej i energicznej jak swoja czupryna, bohaterce już w tym roku było. Akatsuki no Yona, kończąca się zimą, warto już na wstępie zaznaczyć, była bajką podobną, acz o klasę lepszą. O ile już Yona miała problemy z pacingiem, tutaj osiągnęło to apogeum. Niezwykle pospieszony początek pozostawał jednoznaczne uczucie "ale o co cały ten krzyk i czemu już zdają się kochać, skoro spotkali się dzień temu". A potem? A potem… nie działo się nic, aż do przedostatniego odcinka (pic related). Ktoś tam został zraniony, jakiś pościg, tylko to niespecjalnie wnosiło cokolwiek do głównego wątku, a i samo w sobie zbyt interesujące nie było. Przyznam się szczerze, piszę tę notkę z wyprzedzeniem i wszystkie informacje, oprócz samego tego wypracowania, wraz z oceną, są zazwyczaj uzupełnione już na dwa-trzy tygodnie przed końcem bajki, stąd przy Akagami widniała ocena 5/10 - i gdyby nie dwa ostatnie odcinki, taka też by pozostała. Zaprawdę wam powiadam, dwa ostatnie epizody były, tak ubierając to w niezbyt wyszukane słowa, absolutnie przesłodkie. Nieco to wszystko było przedramatyzowane, no i wszyscy zdawali się lecieć na MC, jednak w ostatecznym rozrachunku, trzy dni po zakończeniu seansu wciąż odczuwam sporą sympatię do samej bajki, jak i jej uroczych bohaterów. Zaskakująco mocna strona - audiowizualna.  Śliczne tła, rozgwieżdżone nieba, zachody słońca, puste, ale dokładnie narysowane pomieszczenia, ładne chara designy, relatywnie dobra animacja, żadnych fajerwerków, aczkolwiek zdarzały się wręcz zachwycające sceny, jak na przykład widok na pałac przy zachodzie słońca (again, pic related) czy też cudowne lampiony na tle nocnego nieba w ostatnim epizodzie. Muzyka słyszana w tle stanowiła spokojną, stonowaną wariację na temat naszego typowego soundtracku w bajce stylizowanej na średniowieczną; skrzypce, harfy, flety, oboje, dzwonki, kontrabas. Akagami prawdopodobnie nie zmieni waszego światopoglądu, życia na lepsze ani nie przywróci wiary na lepsze jutro, niemniej jednak, w swoim gatunku, lśni nieco jaśniej, niż większość jego przedstawicieli i muszę przyznać, nie żałuję czasu poświęconego na ten odcineczek tygodniowo.

Hiyowy rating: 6/10

Aoharu x Kikanjuu
Gatunki + target demograficzny: shounen, komedia, akcja
Ilość odcinków: 12
Studio: Brains Base
Pamiętacie Sabagebu z ubiegłego lata? Fantastyczna adaptacja mało popularnej mangi wychodzącej od 2010, opowiadająca o nietypowym klubie nietypowych dziewczynek, grających w gry survivalowe. W 2012 zaczęły się pojawiać chaptery Aoharu x Kikanjuu, a w tym sezonie odcinki bajki ekranizacji tegoż mango. Zamysł bardzo podobny, grupka ludzi biegających za sobą ze spluwami. Różnice? O ile Sabagebu było przede wszystkim znakomitą satyrą i komedią, tutaj postawiono na NAKAMA POWER oraz swoiste okruchy życia. Choć w tagach, komedia pojawiała się rzadko i na krótko. Gagi może bywały całkiem udane, jednak ich niewielka ilość niezbyt pozwalała cieszyć się seansem. Charakterystycznym zabiegiem bajki zostało ukazywanie wszystkich pojedynków w super-uber-poważny sposób, niestety, nie tak, aby to było zabawne over-the-top szaleństwo, a raczej prowokując widza do rozmyśleń pokroju "no i o co cały ten krzyk, skoro to tylko plastikowe zabawki?". Same pojedynki niezbyt trzymają w napięciu, wszakże z tyłu głowy wciąż mamy powyższą myśl, bajka nie może się zdecydować czy być komedią, czy "dramatem", zresztą wynik często jest aż nazbyt oczywisty. Warto jednak wspomnieć tutaj o sporej zalecie serii, a mianowicie nieidealizowaniu narwanej protagonistki, której tylko się wydaje, że jest niepokonana, natomiast rzeczywistość często weryfikuje prawdę. Postać z niej strasznie upierdliwa i irytująca, doskonale wpasowująca się w rolę MC shounena (wspomniałam, że Hotaru udaje chłopca, gdyż jej grupa nie przyjmuje kobiet, więc spora część serii skupia się na ukrywaniu jej braku penisa?), to samo zresztą z Masamune, założycielem Toy Gun Guna (tak głupią nazwę ma ich klub, ale nie martwcie się, nawet bohaterowie wiedzą, że jest durna), łatwowiernym, dobrodusznym hostem po Dramatycznych Przeżyciach™. Minimalnie sympatyczniejszy okazał się Yukimura, introwertyczny rysownik hentajów, któremu jako jedynemu z całej ekipy zdarza się zachować niespodziewanie i czymś zaskoczyć. Cóż więcej rzec? To typowa bajka 5/10 - animacja ok, muzyka nieistniejąca, bohaterowie meh, fabuła… fabuła… tragedii nie było, jednak prawdopodobnie zapomnę, iż oglądałam coś takiego w przeciągu tygodnia. Chyba tyle wystarczy jako wyraz mojej rekomendacji lub jej braku.

Wstawki komediowe...
…często mieszano z tylko pozornie poważnymi kwestiami...
…choć czasem ocierało się to już o przesadę.
Hiyowy rating: 5/10

Arslan Senki TV
Gatunki + target demograficzny: shounen, przygodowe, akcja, dramat
Ilość odcinków: 25
Studio: Liden Films
Powiem wam szczerze, jedyne co z tej bajki pamiętam, to edgy początek, gościa który wyglądał jak Kimberlee, absolutnie obrzydliwe CGI używane w absolutnie każdym epizodzie, które skutecznie zniechęcało mnie do spojrzenia w ekran, co skutkowało omijaniem dużej ilości dialogów i w rezultacie pogubienie się w fabule w okolicach szesnastego odcinka. Ktoś tam co jakiś czas umierał, często dość bezsensownie, pojawiały się wstawki w zamierzeniu chyba humorystyczne, jakaś cytata panienka (całkiem ładna, muszę przyznać), no i się… skończyło. Nijakie i nużące. Chyba łatwiej oglądało mi się skrajne idiotyzmy w postaci Czarlotty niż Ranpo Kitan, przynajmniej można było się pośmiać.

Całkiem ładny chara design na całkiem ładnym tle, zanimowany w koszmarny
sposób.
Przykład niezwykle zróżnicowanej animacji.
Złote myśli.
Hiyowy rating: 4/10

Charlotte
Gatunki + target demograficzny: dramat, romans, szkolne, supermoce
Ilość odcinków: 13
Studio: P.A Works
Poniższy tekst jest praktycznie w całości spoilerem. Nie żebyście wiele tracili odpuszczając sobie seans. Jestem w pewnym sensie Keyfagiem. Należę do tych zboczonych ludzi, których to na serio wzrusza. Ot, łapię się na ich tanie dramy. Nie wszyscy są idealni, to moje guilty pleasure wręcz. Czytam sobie ich visual nowelki, oglądam bajki, całkiem nawet endżojuję. Kolaboracja Keya i P.A. Works zapowiadała się więc dla mnie znakomicie. No, przynajmniej miałam hype na grafikę (która, tak swoją drogą, okazała się smutnie wręcz biedna, szczególnie było to widać po krzywych ostatnich odcinkach i zerowym detalu przy chociaż nieco oddalonych kadrach). I dostaliśmy Czarlottę. Nie jestem pewna czy w zamierzeniu miała być to tak komiczna komedia jaka im wyszła. Chyba nie, w tagach jest dramat. Cóż, dramatycznie żenujący poziom to wciąż jakiś dramat. Przechodząc jednak do kąsków, pozwolę sobie streścić całą serię, specjalnie dla was.
1. Yuu Otosaka posiada umiejętność przejęcia ciała drugiej osoby na kilka sekund (jego własne pada wtedy nieprzytomne). Używa jej aby zdobywać dobre wyniki na testach i wyrwać laskę. W tym momencie lubimy go oraz jesteśmy pełni optymizmu; ten koleś przejmuje ciało kierowcy ciężarówki, aby uratować swoją wybrankę spod jej kół i w ten sposób zyskać jej uznanie. No przyznajcie, kreatywnie. Pod koniec odcinka pojawia się niestety Nao Tomori i każe mu wstąpić do jej samorządu  bo hurr durr złe umiejętności źli naukowcy wszyscy zginiemy a ty szmatławcu przestań czitować. Coś tam protestuje, ale to absolutnie ostatni moment kiedy Yuu ukazuje jakiekolwiek przejawy posiadania osobowości.
2. Blabla nieważne odcinki o nieważnych postaciach. Jakieś okruchy życia chyba, kto wie, wprowadzają postać idolki i jej psychofanów, to wszystko boleśnie nieśmieszne i irytujące. Równie dobrze można pominąć, i tak nijak nie wpływają na fabułę.
3. Siostra Yuu zostaje sosem do pizzy. W sensie ginie, bo budzi swoją Umiejętność.
4. Yuu trochę odwala, ale spotyka wokalistkę zespołu który lubi Nao, razem leczą jej brata (brata Nao, który dostał bzika od swojej Umiejętności). Potem Nao i Yuu idą na koncert, wtedy Yuu dostaje flaszbaków i dowiaduje się, że on i jego siostra, obecnie będąca sosem do pizzy, mieli oniczana i razem siedzieli w ośrodku dla dzieci z Umiejętnościami, w którym Źli i Niedobrzy Naukowcy przeprowadzali na nich Złe i Niedobre eksperymenty. Yuu kradnie od oniczana moc cofania czasu i… cofa czas.
5. Znajdują oniczana, który obecnie jest ślepy. Oniczan mówi, że ojejejejejejej da się uratować Ayumi (imouto obecnie będącą w formie sosy do pizzy), więc Yuu zabiera jego umiejętność (prawdziwą umiejętnością Yuu jest zabieranie umiejętności) i cofa czas i ratuje Ayumi. Zostaje odsosowana. I wiecie co? Twórcy w tym momencie zapominają, że cofnął się do czasu sprzed spotkania Wokalistki, czyli brat nie został uratowany. Nie, to nie ma wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Ten detal zostaje zignorowany, gdyż w napisach końcowych z braciszkiem już wszystko w porządku. *wink wink do wszystkich wciąż próbujących bronić Czarlotty, głuchych na argumenty o tym jak bezdennie głupią jest bajką - spróbujcie podważyć tę nieścisłość fabularną i ją też uznać za czepianie się*
6. Teraz to się dzieje. Pościgi, wybuchy, umiera Puchatek, blabla, Źli Ludzie atakują ziomeczków głównych bohaterów i przecinają oko Yuu, przez co ten nie może się już cofać. Wszyscy giną, koniec?! No niestety nie. Kiedy nasz protag wychodzi już ze szpitala, stwierdza, że uch uch on to wszystko naprawi, robi kokuhaku Nao i teraz uważajcie, przedstawia nam swoje perfect solution
Otóż
postanowił
objechać cały świat (tak) i odebrać Umiejętność każdemu Posiadaczowi Umiejętności aby taka sytuacja już nigdy się nie powtórzyła (skąd biorą się Posiadacze opisane w pic related)
(swoją drogą, ten dziadek ze zdjęcia mówił, że aby temu zapobiec, planują zaszczepić absolutnie każdego człowieka na świecie, co wtedy wydawało się uber głupie, do czasu, gdy Yuu nie wyskoczył ze swoim planem, wygrywając walkę o Głupotę Sezonu walkowerem)
ale wiecie co jest najśmieszniejsze?
że on na serio to robi
nikt nie stwierdza, że jest debilem
puszczają go
coś mu niby odwala
i traci pamięć
ale koniec końców
dociera do kilkuset tysięcy (według danych oniczana) osób na całym świecie i odbiera im umiejętności
i happy end
*wstawcie tu sobie puentę, mi dalej chce się płakać*

Przysięgam, to z tej samej Czarlotty, a nie z Anothera.
Były też magiczne piosenki. Bardzo smutne piosenki, choć w całej ironii,
oprócz rażenia ingriszem, sama piosenka była ładna. Pozwalała na kilka
sekund zapomnieć o wszechobecnej głupocie w każdym razie.
Wiemy przynajmniej skąd wzięła się nazwa. Wiecie skąd wzięła się nazwa?
Z KOMETY WYDZIELAJĄCEJ PYŁKI KTÓRA RAZ NA 400 LAT
ZARAŻA LUDZI MAGICZNYMI ZDOLNOŚCIAMI. I'm serious.
Hiyowy rating: 2/10

Durarara!!x2 Ten
Gatunki + target demograficzny: akcja, przygodowe, supernatural
Ilość odcinków: 12
Studio: Studio Shuka
Poprzedni sezon pozostawił nas na cliff-hangerze, toteż tym razem emocje były prawdziwe już od pierwszych minut. Niestety, utrzymały się dosłownie na ten odcinek czasu właśnie, gdyż tempo nieco spadło, co Durararze nie wyszło specjalnie na dobre. Highlightem serii były na pewno retrospekcje z nastoletnim Izayą i Shinrą, jednak całości po prostu czegoś na tą dotychczasową ósemkę brakowało. Kierując się ku końcowi, atmosfera zaczęła się zagęszczać, a bohaterowie nieco zmieniać, może wręcz dojrzewać. Atmosferę wciąż kreował mój ukochany soundtrack, ten dziwny, niepokojący jazz, charakterystyczny tylko dla DRRR. O quality chyba nawet nie ma co wspominać. We all remember it. Nie będę rozdrapywać starych ran. Polecać, oczywiście, poleciłabym, tylko komu, skoro wszyscy tę bajkę znamy.

Otrzymaliśmy więcej supersłodkich momentów pomiędzy Celty i Shinrą.
Us oppositely so.
Celty została złapana przez drogówkę…!
Hiyowy rating: 7/10


Fate/kaleid liner Prisma Illya 2wei Herz!
Gatunki + target demograficzny: fantasy, akcja, komedia
Ilość odcinków: 10
Studio: Silver Link
Nie lubię Illyi, nie lubię jej już od pierwszego sezonu, a mimo to, nie umiem jej w końcu porzucić w cholerę i tak oto oglądam już trzeci sezon. Zaczęło się zgoła inaczej niż w dwóch poprzednich, bowiem przez pierwszą połowę otrzymujemy niemal wyłącznie beztroskie okruchy życia i… wyszło to tej bajce na dobre, a przynajmniej w mojej opinii, gdyż spotkałam się z wieloma sprzecznymi. Ot, padło sporo świetnych gagów, odcinek o yaoistkach był złoty, każde pojawienie się Bazett było wręcz komiczne. But then we have the loli fanservice. Jak w przypadku poprzedniczek, ten element wciąż jest zwyczajnie obrzydliwy (i używany zdecydowanie zbyt często). Końcówka wprowadza trochę niezłego plotu, pięknej animacji oraz zapowiedź kolejnej serii. No cóż. 

Hiyowy rating: 5/10

Gakkou Gurashi!
Gatunki + target demograficzny: okruchy życia, horror, dramat
Ilość odcinków: 12
Studio: Lerche
Post-apo o nastolatkach to bardzo, bardzo ryzykowny pomysł, który nawet nie brzmi dobrze. Zazwyczaj wychodzi krawędziowo (Mahou Shoujo of the End) tudzież po prostu głupio (Coppelion). Jedną rzeczą której nijak nie można Gakkou Gurashi odmówić jest logika. Każdy element ma swoje sensowne wyjaśnienie, zaspokajając potencjalną ciekawość widza (osobiście zastanawiałam się czemu Yuki nie dziwi barykada z ławek - w jednym z odcinków wciskają jej, że schody są w remoncie), zasoby wody i jedzenia faktycznie stanowią problem z którym bohaterki muszą się borykać, a dobre wyposażenie szkoły to nie cudowny przypadek. Protagonistka z PTSD to potencjalne drzwi do irytującego elementu; czasem tak bywało, ale przynajmniej było memicznie (chyba nawet bardziej memicznie niż przy Charlotte) i czeluście internetów nigdy nie zawodziły. Samo zestawienie Strasznych, Niedobrych zombie i słodkich dziewczynek może najbardziej oryginalne nie było, ale wykonanie nie pozostawiało wiele do życzenia - każde pojawienie się zombiaków na ekranie było naprawdę wielce emocjonalne, wyłączano wtedy słodką muzykę przygrywającą w tle oraz zastępowano ją niepokojącymi jękami tychże, co uważam za niezwykle udany zabieg. W budowaniu klimatu pomagały te wszystkie szelesty i inne odgłosy, w jednym z kulminacyjnych odcinków (podajże przedostatnim), dodano również melancholijną piosenkę z wokalem. Co, w moim przypadku, rzadkie niczym sam Pepe, czytałam pierwowzór (jestem z mangą na bieżąco!), więc do pewnego stopnia muszę pochwalić ekranizację względem jej wierności, a nawet dość odważnie wysunąć tezę, że bajka miała od bajki nieco lepszy pacing oraz lepiej rozlokowano retrospekcje. Long story short, porządna bajka. I zakończenie udane (przynajmniej w ogóle istniejące)!

RIP our little hero {*}

…i z jakichś powodów, Lerche postanowiło zafundować nam fillerowy odcinek
z basenowym fanserwisem, co pozostawiło sporą rysę na mojej percepcji bajki.
Mhroczne sceny walki o przetrwanie...
…zestawiano z lekkodusznym, wesołym życiem codziennym.
Hiyowy rating: 7/10


Gangsta.
Gatunki + target demograficzny: seinen, dramat, akcja
Ilość odcinków: 12
Studio: Manglobe INC
Potencjał był, ale… tylko przed rozpoczęciem emisji. Już pierwszy odcinek utwierdził mnie w głębokim przekonaniu, że na Poważną Bajkę o Poważnych Gangsterach raczej nie ma co liczyć, chociaż trochę się jeszcze oszukiwałam przez kilka kolejnych epizodów. Jak na serię pretendującą do bycia Poważną, wykłada się już na bohaterach drugoplanowych, jeśli takim mianem w ogóle można bez wstydu określić zgraję psycho-edgy dzieciaków, cycatych dziewczynek o demonicznym śmiechu i innych, krawędziowych osobistościach, koniecznie z bliznami czy przepaskami na oku. Żałosne sceny walki (zarówno z żałosną choreografią, żałośnie zanimowane jak i po prostu wyłaniające się z żałosnych powodów) przeplatano nieustającymi, niezbyt potrzebnymi, a na pewno tak zwyczajnie nudnymi retrospekcjami każdej z postaci. Bajka sama niespecjalnie wiedziała, czy chce być Mroczna, czy raczej oszczędzać widzowi mocniejszych przeżyć, przez co sprawia wrażenie nieco nawet wręcz infantylnej; wyobrażenie gangsterów twórców pokrywa się z wyobrażeniami jakie może mieć dziecko, trudno tu o jakąś rzetelność w oddaniu reali tegoż środowiska. Tym wszystkim mankamentom tylko dopełnia grafika. Na najdroższą Haruhi, jakie ot bywało ohydne. Oszczędność biła z każdego ujęcia; dużo zbliżeń na samą twarz, szczególnie podczas pojedynków, coby animować jak najmniej ruszających się ciał, gdy kamera tylko nieznacznie odchodziła do tyłu, chara designy zaczynały się kompletnie rozjeżdżać, dochodziło nawet do takich absurdów jak brak animacji ust podczas gdy Alex się wypowiadała. Stronę wizualną ratuje nieco soundtrack; niezły dubstep, kilka utworów z wokalem, nawet jakiś swoisty jazz. Ciężko mi tak kompletnie zmieszać Gangstę z błotem z jednego, a właściwie trzech powodów - główni bohaterowie. Są na tyle sympatyczni, szczególnie nasz blond gigolo, że aż trochę mi ich szkoda, że musieli występować w tej chale. A na koniec ostatniego odcinka? Cliff-hanger. Kto by się spodziewał.

Najciekawszym (a właściwie jedynym niewypalającym oczu) momentem
animacji Gangsty był zdecydowanie opening.
Cycki Alex w następnym odcinku też.
Well, maybe QUALITY, but at least we got some lesbians.
Hiyowy rating: 3/10

Gatchaman Crowds Insight
Gatunki + target demograficzny: przygodowe, sci-fi
Ilość odcinków: 12
Studio: Tatsunoko Productions
Gatchamany nie potrzebowały kontynuacji, nikt nie oczekiwał kontynuacji Gatchamanów, ale i tak ją dostaliśmy. Nowa seria koncentruje się na najbardziej irytującym, zarówno pod względem palety kolorystycznej jak i samego charakteru, bohaterze, czyli oczywiście Gelsadrze, który zostaje premierem i wszystko jest tęczowe i wspaniałe. Pozornie, rzecz jasna. Emocje kumulowały się niczym uchodźcy w Grecji. W kolorowej otoczce dobrze znanego nam szaleństwa, nowy sezon stawiał przed widzem pytanie o istocie indywidualizmu, nadając przy tym i tak już interesującej samej w sobie fabule dwuwymiarowości. Nie przedłużając, jeśli była w tym sezonie bajka godna miana jej najlepszego, to bez wahania przyznałabym ją Gatchamanom -  just watch it guys. It's totally worth it.

Najbardziej upierdliwy odgłos roku 2015.
Przejawiałam tę samą reakcję na te bloby, Tsubasę i Gel-chana.
Pytanie które każdy widz chciał wykrzyczeć w stronę Tsubasy przez całą
serię.
Hiyowy rating: 8/10

Gate: Jietai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri
Gatunki + target demograficzny: akcja, przygodowe, fantasy
Ilość odcinków: 12
Studio: A-1 Pictures
Pozwolę sobie zacząć od superśmiesznej anegdoty związanej z tą serią. Przeglądając tamblera, trafiłam na nieopisanie zabawną serię skrinów, na której to kolejne dziewczęta dzieliły się swoim wiekiem. Pierwsze dwie posiadały na koncie dwu- i trzycyfrowe liczby, pozostawiając słuchających w osłupieniu, natomiast trzecia, gdy sala w skupieniu wyczekiwała na tysiące, odrzekła, iż jest piętnastolatką. Pewnie ze zmęczenia uznałam to za najśmieszniejszą rzecz w tym wszechświecie, czym podzieliłam się z osobą już oglądającą, dodając, że w końcu mam zachętę do obejrzenia tego... Overlorda. Tak moi drodzy, schrzaniłam niemal gorzej niż w dniu, w którym kupiłam sobie Maca, zamiast prawilnego komputera i pomyliłam Gejta z Overlordem. Sama nie mam pojęcia jak to się stało; to mogło być nawet przeznaczenie, gdyż okazał się naprawdę sympatyczną bajką (w odróżnieniu od Maca, historia skończyła się dobrze). Dużą zasługę ma w tym zaskakująco charyzmatyczny protag, zresztą samo obranie za MC dorosłego faceta jest dużym plusem na starcie. W swojej lekkostrawności bajka była niezwykle enjoyable, oferując naprawdę niezłe wstawki komediowe, koncentrujące się często na różnicach kulturowych pomiędzy bohaterami i swoiste okruchy życia. Postać Rory była chyba kwestią względną, osobiście wręcz przepadam za jej nieziemskim głosem, mogłaby nawet zostać moją waifu, gdybym nie miała już lepszych (wiecie, kiedyś była nią Kuroneko, możliwe, że widzę podobieństwo i zbiera mi się na sentymenty). Co do strony wizualnej… Przez 90% czasu ekranowego, bajka doprawdy cieszyła oko dość płynną animacją, ślicznymi, zróżnicowanymi chara designami oraz żywą kolorystyką. Przez pozostałe 10, próbowała nas wzroku w ogóle pozbawić, kłując absolutnie paskudnym CGI. Muzyka pewnie istniała. Prawdopodobnie. Nie pamiętam. Pozostaje nam czekać na drugi cour zimą. Kolejny powód do nienawidzenia tego sezonu.
Preach it.
To to superśmieszne nawiązanie.
To ta superśmieszna scena.
Hiyowy rating: 6/10


God Eater
Gatunki + target demograficzny: fantasy, przygodowe
Ilość odcinków: 12
Studio: ufotable
Zanim rozpocznę jakąkolwiek krytyczną analizę tego tytułu (a przynajmniej do niej przystąpię), pozwolę sobie przypomnieć wam o pierwszych trzech odcinkach. Otóż skupiały się one w dość sporym stopniu na postaci niejakiego Erica, a konkretnie jego śmierci. Wyprawiono mu wzruszający pogrzeb, cały ten zgon był niezwykle tragicznym, ale wciąż rezultatem czynu nad wyraz heroicznego. Trzy odcinki, moi drodzy. Proszę, poświęćcie teraz chwilę aby przyjrzeć się w jaki sposób Eric został wprowadzony oraz uśmiercony w grze. Got that? Great. To teraz macie dość dobry posmak tego jak ta adaptacja ma się do oryginału. Całej serii mogłabym przypisać właściwie jeden przymiotnik - żałosna. Oglądanie tych wymęczonych przez ufotable wypocin jest wręcz żenującym przeżyciem dla widza. Przytłaczająca ilość bohaterów, nazw własnych i bohaterów okazuje się być prawie niemożliwa do ogarnięcia przez osobę niezaznajomioną z grą, ponadto naprawdę nie ułatwiały tego wieczne przerwy. Ot, przez te dwa tygodnie można było zwyczajnie zapomnieć co się działo w poprzednim odcinku; jakakolwiek akcja była prowadzona bez najmniejszego polotu, niczym nie przykuwając do ekranu. "Ale to ufotable, przynajmniej się napatrzymy!". Ano niespecjalnie. Kojarzycie pewnie takie dramatyczne spowolnienia animacji dla efektu - otóż tutaj zostały one użyte z częstotliwością wprawiającą w powątpiewanie czy aby na pewno chodziło o dramaturgię, a nie o niski budżet. Najbrzydziej wyglądają chyba Vajra… Vajry… te właśnie tygrysopodobne Aragami. Chara designy, pomimo bycia zanimowanymi tradycyjnie, próbują przypominać 3D, jednakże wciąż widać paskudny kontrast pomiędzy nimi, a potworkami (pun intended) CGI. Mało tego, ufotable zdecydowało się przyciągnąć widza… fanserwisem. Już nawet nie chodzi o stroje God Eaterek, wszakże są to oryginalne designy z gry - ciężko mi jednak jakkolwiek uzasadnić kadrowanie na biust Amamiyi/underboobsy Alisy podczas gdy nawet nie sama bohaterka, a jej rozmówca się wypowiadają. Jakiekolwiek zalety? Niezły soundtrack, wykorzystujący kilka tracków z gry (acz wciąż zdecydowanie za mało, OST oryginału jest naprawdę fantastyczny, mogliby go użyć nawet bez modyfikacji, ja byłabym zadowolona). Z racji tych wszystkich przerw, w miejsce ramówki God Eatera wchodzi teraz Comet Lucifer, dlatego też ostatnie cztery odcinki przesunięto na zimę. Nie żeby było na co czekać. Równie dobrze mogliby sobie w ogóle je odpuścić.

To wciąż ufotable, więc niektóre scenerie były absolutnie zachwycające...
…acz zazwyczaj były (dosłownie) przysłonięte dwoma fabułami.
No niestety nie, bo jeszcze są cztery odcinki w których musisz wystąpić.
Hiyowy rating: 3/10

Junjou Romantica 3
Gatunki + target demograficzny: komedia, okruchy życia, romans (shounen-ai)
Ilość odcinków: 12
Studio: Studio Deen
Na pewnym portalu, trzeci sezon Junjou był swego czasu niemal legendą. Zapalone dwunastki pytały codziennie przynajmniej sto dwadzieścia siedem razy kiedy powstanie i w tylu też przypadkach odpowiadano im, że NIGDY i mają w końcu przestać. Tak jak w przypadku DRRR, wszystkich nas jednak zaskoczono i… i znowu bynajmniej nie narzekamy! Junjou wraca dokładnie takie, jakie pamiętamy sprzed siedmiu już lat, identycznie krzywe, wypełnione yaoi hands i yaoi chins, zapieraniem się Misakiego, że wcale nie lubi w dup- nie jest gejem oraz toną innych, przesłodkich gejscen, do których wszystkie inne fellow zgniłe dziewczęta, ze mną włącznie, piszczą i kto tam wie jeszcze co robią. Bynajmniej nie jest to seans wymagający ani ambitny, muzyka nawet nie sili się na istnienie (acz miło i wręcz nostalgicznie słyszeć stare tracki), a chara designy są tak samo brzydkie, jakimi je zapamiętaliśmy. Czy to czyni go Złym i Niewartościowym? A skąd, doskonały z tego fapmateriał umilacz czasu wolnego. Pamiętajcie - gay all the way!

Przestań w ogóle zadawać się z kobietami, jesteś w yaoi!
Och, nie tylko trochę ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jedna z miliona adfkereoirjfocnwen słodkich scen.
Hiyowy rating: 6/10

Monster Musume no Iru Nichijou
Gatunki + target demograficzny: seinen, romans, fantasy, ecchi
Ilość odcinków: 12
Studio: Lerche
Zawsze w trakcie seansu poszczególnych bajek z sezonu, robię notatki, coby łatwiej było mi potem sklecić to podsumowanie pod koniec, bez konieczności przypominania sobie o czym to właściwie było. W przypadku MonMusu, były to zazwyczaj notatki bardzo krótkie - krótkie, acz dosadne i wyjątkowo użyteczne, jednakże z racji mojego osobistego postanowienia o nieużywaniu słów powszechnie uważanych za wulgarne na moim blogasku, niekoniecznie mogę wam je przytoczyć. Zamienienie bohaterek na, jak to ładnie ujmuje polskie tłumaczenie podtytułu mangi, potworzyce, nie czyni z haremu ani trochę mniej sztampowego czy głupiego. To wciąż jest tylko i wyłącznie boleśnie nieśmieszna bajka o kilku dziewczynkach, rozpaczliwie chcących dobrać się do rozporka głównego bohatera. Takie gagi były umiarkowanie zabawne przez pierwsze dziesięć minut. Tylko i wyłącznie. Potem już nigdy się takie nie stały. Ba, wraz z wprowadzeniem coraz to nowych członkiń haremu, robiły się coraz bardziej uciążliwe. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż ecchi haremy to zazwyczaj dobra pożywka tylko dla ekstremalnych gówniaków (w mojej głowie są to wyłącznie grube kuce, którym aż fedora opada na oczy pod ciężarem wszystkich przyczepionych na niej przypinek), a raczej, nie byłoby nic dziwnego, gdyby… MonMusu nie było dość powszechnie uważne za… dobrą komedię (?????????????????)… Nie zrozumiałam zamysłu? Czy wszyscy inni umierali ze śmiechu gdy jedna z bohaterek PO RAZ KOLEJNY przystępowała do próby gwałtu na protagoniście/zaciągała go do wanny/wciskała twarz pomiędzy swoje dwie fabuły/krzyczała, iż zostanie jej mężem/Miia jęczała gdy protag macał jej ogon…? To było… zabawne…? Animacja faktycznie była bardzo płynna, paleta kolorystyczna bardzo żywa i przyjemna dla oka, a i na ślicznych chara designach można było je zawiesić…  Tylko to wciąż jest… no nie wiem… absolutnie i nieopisanie sztampowe oraz wręcz fizycznie boleśnie nieśmieszne. Dziękuję, nie.

Czy zdajemy sobie sprawę, że nawet przebrania nie pomogą nam ukryć faktu,
iż jesteśmy w tak słabej bajki?
Gdyby zrobić to wszystkim bohaterkom, może podniosłabym ocenę o oczko.
Jedno nawiązanie do Jojo jeszcze nie uczyni z Ciebie bajki sezonu, MonMusu.
Hiyowy rating: 3/10

Non Non Biyori Repeat
Gatunki + target demograficzny: okruchy życia, komedia
Ilość odcinków: 12
Studio: Silver Link
Iyashikeie są wspaniałe. Trzeba mieć serce z kamienia (lub gównogust na miarę bycia fanem rzeczy pokroju MonMusu) aby nie docenić leczniczej magii i uspakajającego efektu jaki mają bajki pokroju Natsume Yuujinchou, Arii, Hidamari Sketch czy właśnie Non Non Biyori. Nawet po najgorszym dniu, jeden odcinek Non Non Biyori potrafił przywołać na moją twarz rozleniwiony, beztroski uśmiech, trwający na niej aż do ostatnich sekund endingu. Ktokolwiek oglądał doskonale rozumiem o czym mówię i podzielał moją euforię na myśl o drugim sezonie. Kontynuacja przyniosła nam momenty doprawdy godne zapamiętania: wizytę Higake, ukazanie historii przeprowadzki Hotaru na… na to zadupie na którym mieszkają bohaterki, absolutnie mrożącą krew w żyłach Historię o Curry, naukę jazdy na rowerze Renge, łzogenną, tragiczną historię o martwych robaczkach (ale z happy endem!), niespodziewany finał nocy fajerwerków, powrót nyanpassu i ATAK SOSUSNERÓW!!1111 W ogromnym skrócie, kontynuacja równie ciepła, urocza i przezabawna, co sezon pierwszy. Jeśli z jakichś powodów którekolwiek z was jeszcze Non Non Biyori i jego kontynuacji nie widziało - wasze życie jest gorsze niż mogłoby być, zaufajcie mi.

To już koniec
Wyszedł ostatni odcinek {*}
Starajmy się o sezon drugi tak intensywnie, jak Ren-chon o słońce
Razem damy radę go przywołać!

Spokojnie, to tylko Renge z plastikowym talerzykiem na twarzy.
Wcisnęli Natsumi w sukienkę…!
Złote gwiazdki dla wszystkich którzy znaleźli rybę na obrazku.
Hiyowy rating: 8/10

Ore Monogatari!!
Gatunki + target demograficzny: shoujo, romans, komedia
Ilość odcinków: 24
Studio: Madhouse
Ore Monogatari latem wkroczyło w swój drugi i ostateczny cour, przy okazji tracąc wiele ze swojego niewymuszonego uroku. Wszystkiemu winien wątek Sunakawy i jego stalkerki, który można podsumować jednym zdaniem - "Wątek Sunakawy i jego stalkerki". Nie wiedzieć czemu, twórcy postanowili nam wcisnąć poczucie współczucia do obsesyjnie zakochanej w nim dziewczynie, którą well spoiler spoiler Suna odrzuca, uznając, iż do siebie nie pasują. Ore Monogatari, nas to nie dziwi, my też uciekalibyśmy w popłochu przez tą wariatką. Nie współczujemy jej, cieszymy się, że Sunakawa nie okazał się niezrównoważony psychicznie. Całą tą upierdliwą szopkę ciągnięto zdecydowanie zbyt długo, co mocno obniżyło moją sympatię względem serii. A dalej było już jak zwykle - przeidealizowanie Takeo, przeidealizowanie Yamato, przeidealizowanie rzeczywistości. Za to niezobowiązujące i przyjemne w odbiorze, a chyba to liczy się najbardziej. Pomimo mieszanych uczuć, pozostaję przy swojej ocenie; za każdym razem gdy mam ochotę ponarzekać na cukierkowość Ore Monogatari, przypominają mi się traumy po Itazurze na Kiss czy Ookami Shoujo, ich masochistycznych bohaterkach, cieszących się z bycia poniżanymi przez swoich ukochanych i jakoś od razu przychylniej patrzę na przesadnie dobrego i miłego Takeo.

Mieć tak wyrozumiałą i domyślną matkę to istny skarb, doceńcie to zamiast
blushować jak upośledzeni. 
Takeo-kun, mistrz komplementów.
Poważne problemy poważnych protagonistów shoujo mają równie poważne
podłoża.
Hiyowy rating: 6/10


Overlord
Gatunki + target demograficzny: fantasy, przygodowe
Ilość odcinków: 13
Studio: Madhouse
Pomimo bycia (delikatnie mówiąc) rozczarowującym sezonem samym w sobie, lato przyniosło kilka pozytywnych zaskoczeń. Jednym z nich zdecydowanie okazała się dość niepozorna adaptacja wciąż wydawanej ln. Czy była to najbardziej oryginalna seria jaką kiedykolwiek przyszło mi oglądać - bynajmniej. Za to posiadała najlepszy zestaw postaci w sezonie. Każda z osobna i wszystkie razem dostarczały rewię emocji przez całe trzynaście odcinków, z czego najjaśniej śnił sam protagonista. Nareszcie dostaliśmy prawdziwie OP protaga, niemal na miarę Alucarda, który nie wahał się zgnieść przeciwnika jak robala, wyniośle pokazując swoją niezmierzoną przewagę. Pretendując na niezachwianego i wiecznie opanowanego, stanowił główne źródło humoru (pics related) podczas swoich wewnętrznych monologów. Tutaj trzeba pochwalić również fantastyczny voice acting i same efekty. W udźwiękowieniu serii słychać największą pieczołowitość, co odpłaca się kreacją genialnej atmosfery i napięcia podczas pojedynków. I byłoby naprawdę bardzo pięknie, gdyby nie zakończenie. Znowu. Znowu. Znowu. Koniec bez końca. Urwanie bez kompletnego rozwiązania wątku. Rozważałam ósemkę, za zakończenie pozostaje siódemka. Czego innego by się jednak spodziewać po reklamówce ligh novel. 


Hiyowy rating: 7/10 

Prison School
Gatunki + target demograficzny: seinen, komedia, satyra, romans, ecchi
Ilość odcinków: 12
Studio: J.C. Staff
Ecchi są bajkami o dwóch fabułach. Dwóch na górze i dwóch na dole, czyli w sumie czterech. Bajki które posuwają się do wyrzucania atutów bohaterek na twarze protagonistów nie mogą być nic warte; gdyby nie były, nie musiałyby porywać się do tak tanich chwytów. Po spojrzeniu na plakat Prison School czy przykładowe skany mangi tudzież screeny z anime, można się z trwogą złapać za głowę. Jeśli jednak wśród was wciąż znajdują się tacy, którzy skreślili tę bajkę z racji ilości fabuł na okładce - nie lękajcie się przyjaciele. Yours truly assures you that it is daijobu. Geniusz Prison School nie jest prosty do opisania, a już w ogóle prawie niemożliwy to wpojenia osobom uprzedzonym z racji "ecchi" w tagach. Pozwólcie mi więc objaśnić jak satyryczny i komediowy miał z zamierzenia być (i jak udanie jest) ten aspekt. Wystarczy kilka minut seansu aby przekonać się o przerysowaniu w eksponowaniu walorów postaci żeńskich oraz stereotypowości zachowania głównych bohaterów. Jedno słowo: Meiko. Spójrzcie na wiceprzewodniczącą. To całkiem oczywiście nie jest fanserwis, a parodia. A wiecie co w tym wszystkim najlepsze? Że udana. Fakt, niektóre sceny są dość skrajne i wyjątkowo pruderyjny widz pewnie zakrywałby podczas nich swoje dziewicze gałki oczne trzęsącymi się dłońmi. Pewnie, ten typ humoru nie wszystkim podpasuje. Za to do mnie trafił idealnie. Należę do ludzi ewentualnie prychających cicho pod nosem przy superzabawnych komediach. Moi sąsiedzi chyba po raz pierwszy usłyszeli mój donośny rechot, na który naszło mnie w trakcie seansu. Jednakże istnieją cechy tej serii, których nie może odmówić jej absolutnie nikt: nieprzewidywalność i dreszczyk napięcia. Napięcie w bajce szkolnej? O tak. W Prison Schoolu napięcie jest nieprzerwane. Główna piątka dosłownie walczy o przetrwanie, a widz obserwuje ich potyczki zaciskając palce na oparciu krzesła, aż kostki mu nie pobieleją w okolicach endingu. Wszystko może się wydarzyć, a nadzieja nie jest uznana za straconą do ostatniej sekundy. O ile pierwszy odcinek nie stanowi może najlepszej indykacji moich zapewnień, zapewniam, przy trzecim będziecie musieli otrzeć łzy i jednocześnie agresywnie rzucić się do odpalenia kolejnego. Reżyseria jest fantastyczna. Patos i gorączkowo wypowiadane podniosłe kwestie, innowacyjne pomysły Gakuto, nagłe plottwisty, wszystko nie tylko wygląda, ale brzmi po prostu perfekcynie. Nie żeby animacja była wybitna; zazwyczaj jest dość oszczędna, aby świecić w specjalnie wyselekcjonowanych momentach. Te wszystkie nagłe zbliżenia kamery czy nietypowe jej ujęcia budują ten unikalny klimat od pierwszych sekund. Staff na pewno nie oszczędzał na udźwiękowieniu, ale i samych aktorach głosowych; w role główne wcielają się m.in. Hiroshi Kamiya, Daisuke Namikawa i Kana Hanazawa, choć niezaprzeczalnie to Katsuyuki Konishi, użyczający głosu Gakuto, kradnie całe show. Obejrzyjcie. Zaufajcie mi, poważnie. Jedna z bajek sezonu, prawdopodobnie jedyna, na którą czekałam cały tydzień i to tuż od ucichnięcia ostatnich nut endingu.

Był to sezon poważnych pytań i trudnych odpowiedzi. Bohaterowie musieli
być bardziej przebiegli od postaci z kryminałów Christie aby ujść z życiem.
Shingo na pokazie filmu "Grona gniewu", próbujący przewidzieć przebieg
jego fabuły.
Każdy odcinek, ba! każda scena, trzymały widza w nieustającym napięciu
i suspensie.
Hiyowy rating: 7/10

Ranpo Kitan: Game of Laplace
Gatunki + target demograficzny: kryminał
Ilość odcinków: 11
Studio: Lerche
Znacie na pewno takie przypadki, kiedy przed sezonem obczajacie sobie bajki na jakimś charcie, widzicie coś, co aż kopie tragedią. Postanawiacie to picknąć, bo może się okazać tak nieopisanie durne, że aż śmieszne i… macie rację. Oryginalnie Ranpo Kitan zostało stworzone w celebracji pięćdziesiątej rocznicy Ranpo Edogawy, japońskiego pisarza, który pod tym właśnie pseudonimem wydawał bardzo popularne powieści kryminalne, w których częsty wspólny mianowniki stanowiła postać genialnego, młodego detektywa, Akechiego Kogorou. Powiedzieć, że Ranpo Kitan jest luźną adaptacją jego powieści, to ogromne nadużycie. W rzeczywistości wykorzystano bowiem jedynie Akechiego właśnie. Jakiś random który dotychczas zajmował się niemal wyłącznie (słabymi) adaptacjami (Danga, School Days, Appergio) i… jeszcze większe randomy z Lerche, popełniły więc to. Ciężko powiedzieć, że stworzyły. To zbyt ładne słowo. A więc głównym założeniem fabularnym (see what I did here… it's not even funny) jest czternastoletni chłopiec pracujący z siedemnastoletnim chłopcem przy Poważnych Policyjnych Sprawach. W ogóle to zaczyna się od tego, że głównego bohatera osądzają o morderstwo nauczyciela, jednak udaje mu się udowodnić swoją niewinność, a przy okazji wbija się do policji. Swoją drogą, nauczyciel też był mordercą. Wiecie czemu zabijał swoje ofiary? Bo je kochał. I Kobayashiego, to jest, głównego bohatera, też kochał, dlatego chciał go zabić, ale jakaś dziewczynka była zazdrosna, więc najpierw zabiła nauczyciela, a potem wrobiła w to MC. Aha. Dopiero w połowie dowiadujemy się natomiast o co tak naprawdę-naprawdę chodzi w tej bajce. Otóż tworzą oni WZÓR NA PRZEWIDYWANIE PRZYSZŁOŚCI. A wiecie jaki jest Mroczny Twist? Twórca tego wzoru MUSI UMRZEĆ!!!11111. Bo tak. Bo tak i już, nie polemizujcie. Oprócz tego to pojawia się jakiś morderca kryminalistów, ale nie jeden, a dwudziestu, a w sumie to więcej, który przy okazji prowokuje również nastolatki do… samobójstw… z jakiegoś… powodu… Nawet próba opisania co się tam odwalało jest trudna. Serio, jeśli oglądaliście - co właściwie…? No dobrze, to może postacie. A więc autorzy zdają się mieć dziwną awersję to wprowadzania nowych bohaterów. Jeśli jest więc jakaś sprawa morderstwa, możecie być praktycznie pewni, że pojawią się znane już postacie, przy czym twórcy lubią robić też z widza idiotę, który NA PEWNO NIE DOMYŚLI SIĘ tożsamości zamaskowanej osoby po charakterystycznej fryzurze. Zresztą sami bohaterowie to też iście… barwne grono. Mamy wspomniane już wyżej dzieci (jest jeszcze jeden szczyl, kumpel MC, który wydaje się mieć mokro w portkach na sam widok swojego kolegi w sukience… nie pytajcie czemu w ogóle ją nosił… ja też nie wiem…), do tego Dobroduszny Detektyw nr 129837923, Oschły Detektyw nr 192712973, człowiek z torbą na głowie, lubujący się w dzieciach i umiejący przybrać każdą twarz (…I'm serious guys) i… masochistkę uwiązaną linami w celi… Mam wrażenie, że to czasem próbuje być zabawne. To znaczy, niektóre momenty wydają się gagami, ale pojawiają w tak skrajnie nieodpowiednich momentach (I NIE SĄ ŚMIESZNE), iż za każdym razem prowokują co najwyżej bardzo gwałtowne uniesienie brwi. Chyba nie muszę mówić jak bardzo niepotrzebne są takowe. To wszystko składałoby się na perfekcyjne, okrągłe zero (dobra, jedyneczka za niezwykły endżojment), jednak muszę wspomnieć o niezwykle interesujących zabiegach graficznych, jak na przykład ukazywaniu postaci trzecioplanowych jako manekiny (gdyż tak widzą je bohaterowie), całkiem ładnych planszach i motylach (które… są bo są, chyba chodziło o Głęboki Symbolizm larwy przemieniającej się w motyla, ale poważnie, nie mam pojęcia…). Sama animacja jest dość przyzwoita, chara designy schludne, tła w porządku, opening sprawia wrażenie zlepków edgy elementów ze wszystkich openingów edgy gównobajek jakie w życiu widziałam, ending okej. Muzycznie zarówno czołówka, jak i piosenka przy napisach końcowych, są fantastyczne, choć w zupełnie innych klimatach, w tle coś brzdęka, a czasem pojawia się jedyny, charakterystyczny utwór ze ścieżki, przynajmniej naprawdę ładny. Tylko… czy to wszystko ma jakiekolwiek znaczenie?

Na miejscu Edogawy przewracałabym się w grobie. Zresztą on pewnie to robi. Intensywnie.

Niektóre eksperymenty graficzne były, jakby na to nie patrzeć, całkiem piękne,
ale ciężko jakkolwiek je docenić, gdy zazwyczaj przedstawiają bezsens absolutny...
…a niekiedy grafika nawet nie próbuje być ładna. Fabuła natomiast w ogóle
nigdy nie udaje logicznej.
Zawsze jest natomiast mnóstwo cieni, ogólnej czerni oraz… tak kiczowatych
wstawek.
Hiyowy rating: 1/10

Rokka no Yuusha
Gatunki + target demograficzny: przygodowe, fantasy
Ilość odcinków: 12
Studio: Passione
Studio Passione zrobiło dotychczas dwie serie - szalenie ambitne Rail Wars oraz jakąś moe krótkometrażówkę, o której nikt nie słyszał. Tym szokujący jest fakt, iż zdołali stworzyć… coś tak przyzwoitego jak Rokka no Yuusha. Pierwszy odcinek może i zwiastował bajkę prezentującą poziom podobny do wspomnianego Rail Wars (a konkretnie, o podobnej latających ilości fabuł), jednak robiło się tylko lepiej, a po pierwszym epizodzie w świątyni zaczęłam dostrzegać potencjał na jednego z czarnych koni sezonu; stara, dobra zagadka o zamkniętym pomieszczeniu, obrzucanie się podejrzeniami i wszechobecna niepewność. No niestety, znowu oceniłam tę serię za szybko. Pacing spadł drastycznie, a zamiast opowieści o podróży w celu pokonania Władcy Demonów dostaliśmy grę w kotka i myszkę na pół cour'a. Wraz z odkrywaniem kolejnych faktów, mogliśmy posiadać własne podejrzenia co do tożsamości Siódmego, ale wtedy nadszedł odcinek dwunasty i nic już nie było takie samo. Lekcja odrobiona - nie warto sądzić po pozorach. Żeby jednak nie wdawać się w zbytnie szczegóły fabuły, porozmawiajmy sobie może o bohaterach. Samozwańczy najsilniejszy-człowiek-na-ziemi Adlet Mayer, nasz ognistowłosy protagonista, w istocie jest tak narwany, jak można by było sądzić po kimś określający samego siebie takim mianem, aczkolwiek wielokrotnie demonstruje swoją kreatywność, umiejętności walki wręcz i ogromną siłę perswazji, które stanowią jedyne powody dla których Adlet w ogóle dożył do końca bajki. Drugą spotkaną bohaterką była moja pierwotna ulubienica, uwielbiająca droczyć się z Adletem księżniczka (zauważyłam dziwną przypadłość - ja ją kochałam całym kokoro, ale mój bojfrend czy inni przedstawiciele płci męskiej nie mogli zdzierżyć, czyżby sympatyzowanie się z protagiem?) Nashetania, potem dostaliśmy mrukliwą Flamie, nyan Hansa i trzy inne postacie, niewarte wspomnienia, gdyż... są nieciekawe i nie ma co o nich mówić. Izi. Wszystko byłoby bardzo spoko, dałoby się przymknąć oko na strasznie nierówny pacing i dość brzydką animację, całości przygrywała cokolwiek świetna, orkiestralna muzyka, doskonale budująca atmosferę, ale poświęćmy chwilę na przyjrzenie się chara designom Flamie i Nashetanii. Wierzę, że dacie sobie radę wyguglać w razie potrzeby. W każdym razie, nurtuje mnie jedno pytanie. Po co? Po co te królicze uszy, te głupie kozaczki z… co to właściwie jest, pazury niedźwiedzia? Głupio to wygląda. A potem Flamie. W jakim celu ten gigantyczny kwiat na głowie i przed czym ma ją chronić cieniutki pasek na piersiach. Po co ten fanserwis? Trochę wiary w swoje dzieło, autorze ln. Jest ciekawe enough. Nie potrzebuje dodatkowych fabuł latających po ekranie. I na koniec, zakończenie. Czekaj, co? A tak. ZAKOŃCZENIA NIE MA, GUYS.

*urwę ten post tak bardzo, jak oni urwali bajkę, choć to niemiłe, ale to co oni zrobili urywając w najciekawszym, kulminacyjnym momencie było jeszcze bardziej niemiłe*

Złote myśli, once again this season.
Nawet fellow bohaterowie podśmiechiwali się z Adleta.
To dobrze, a jeszcze lepiej wybrano umiejscowienie twojego znaku. Pszypadeg?
Hiyowy rating: 6/10

Shimoneta to Iu Gainen ga Sonzai Shinai Taikutsu na Sekai
Gatunki + target demograficzny: komedia
Ilość odcinków: 12
Studio: J.C. Staff
W first impression sezonu, Shimoneta była u mnie dość w tyle w porównaniu do reszty serii. Początek zwyczajnie mnie nie bawił, stąd nijak nie odczuwałam przyjemności z seansu. Niemniej jednak, czasy zmieniły się dla niej na lepsze i tak oto stanowi jedną z najmniej żenujących pozycji sezonu, jedną z niewielu które faktycznie można by komukolwiek polecić. That said, podobnie jak w przypadku Prison School, można ją kochać lub nienawidzić, lecz zdecydowanie nie da się odmówić oryginalnego zamysłu. W zasadzie to Shimonecie bliżej do Seitokai Yakuindomo, niźli Prison Schoola; nie dość, że obie serie opowiadają o perypetiach samorządu szkolnego, to obie wyróżnia luźne użycie niewybrednego humoru, oszczędzając przy tym emanowania jakąkolwiek faktyczną nagością czy fanserwisem. Również tutaj sporą barierę stanowią gry słowne, co uniemożliwia pełne zrozumienie wszystkich żartów, choć oczywiście wciąż mamy naprawdę niczego sobie gagi sytuacyjne. Na tle koszmarnego pod tym względem sezonu, nawet animacja jest bardzo w porządku, muzyka, niezbyt zaskakująco, praktycznie istnieje, oprócz wyjątkowo catchy openingu. Lastly - Shimoneta posiada swój własny powtarzający się gag, o którym zresztą było dość głośno. Nieświadoma swojego ciała i sfrustrowana seksualnie nastolatka próbuje zgwałcić protagonistę przez praktycznie całą serię. 90% tych sytuacji, tak jak w przypadku MonMusu, jest smutnie nieśmieszne. Może gdyby nie to, ocena byłaby o oczko wyższa - ale szóstka to w tym smutnym sezonie i tak nieźle.

Ayame trzymająca wibrującą pietruszkę.
Kosuri objaśniająca swój plan przeniknięcia do samorządu innej szkoły.
…no dobra, tutaj naprawdę chodziło jej o to, o co pyta...
Hiyowy rating: 6/10


Shokugeki no Souma
Gatunki + target demograficzny: shounen, komedia
Ilość odcinków: 24
Studio: J.C. Staff
O Shokugeki akurat niewiele mam już do dodania, wszakże wspominałam o nim przy trzech już okazjach, toteż ciężko mi wykrzesać z siebie cokolwiek, bez powtarzania się. Druga połowa dostarczyła nam przedewszytkim sporo retrospekcji i back stories postaci drugoplanowych, co było miłym, acz nieco nużącym akcentem, biorąc pod uwagę, że wszystkie pokazywano w trakcie turnieju, co niemiłosiernie go przedłużyło. Rozumiem, iż ciężko byłoby widzowi odczuwać jakąkolwiek ekscytację tudzież napięcie w jego trakcie, znając tak naprawdę tylko kilku bohaterów, przez co Souma wydawałby się nam niepokonany, a jego potencjalne zwycięstwo znów sprawiałoby wrażenie wymuszonego, jednak jeszcze ciężej było ją odczuwać po bodaj sześciu odcinkach tego samego. Kiedy turniej w końcu się już skończył… skończyła się też cała seria. Kolejna bajka urwana praktycznie bez zakończenia. Just great. But let's be objective. Jak wspominałam przy tych kilku okazjach, Shokugeki wciąż jest świetną serią, z absolutnie genialnymi, over-the-top scenami gotowania, akompaniowanymi podniosłymi, chóralnymi utworami, superśmiesznymi personifikacjami jedzenia i generalnie dobrym, niewymuszonym humorem sytuacyjnym. Liczmy na drugi sezon, bo materiału starczyłoby nawet i na kolejne trzy.

Hiyowy rating: 7/10

Working!!!
Gatunki + target demograficzny: komedia, okruchy życia
Ilość odcinków: 13
Studio: A-1 Pictures
Working to taka bajka która w sumie jest przyjemna, ale łatwo zapomnieć o jej egzystencji. Nie powiem, zaskoczyło mnie, że w ogóle dostała trzeci sezon po czterech latach, acz jednocześnie poczułam nutkę nostalgii wręcz. Zaznajomieni z poprzedniczkami chyba doskonale zdają sobie sprawę jak rozwój relacji pomiędzy bohaterami.. nie istniał. Pomimo absolutnej oczywistości ich uczuć względem siebie, Todoroki i Satou utrzymywali status quo przez te wszystkie odcinki. But then
2k15
OBORZE SPOILERY
ZAMKNIJCIE OCZY
QUICK

I tak oto serca nas wszystkich zostały w końcu ukontentowane oraz zaspokojone (wszakże wątek Inami i Katanashiego i tak nikogo nie obchodził, choć z trailera wynika, że dostaniemy o nich więcej w specialu). Mogliśmy odetchnąć z całkowitą ulgą i żyć z satysfakcją, że rzeczy niemożliwe, stały się możliwe. Dziękujemy za tę możliwość, A-1 Pictures. That was truly wonderful.

Szokujące fakty.
Szokujące wnioski.
Szokująco dokładne oddanie myśli widza od trzech sezonów.
Hiyowy rating: 6/10

Jako przedostatni dodatek, coś superfun, czyli mała paczka QQQQUALITY z tego sezonu!

Shimoneta :)
Rokka :)
Gangsta :)


GATE :)


No a na sam koniec, już tradycyjnie chyba, moje skromniutkie plany na jesień:

-Ameiro Cocoa 2
-Concrete Revolutio: Choujin Gensou
-Comit Lucifer
-Diabolik Lovers More, Blood
-Dance with Devils
-Haikyuu!! 2
-Heavy Object
-Kagewani
-Kowabon
-K: Return of Kings
-Lupin III - L'avventura Italiana
-Lance N'Masques
-Noragami Aragoto
-One Punch Man
-Owarimonogatari
-Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai Umatteiru
-Subette ga F ni Naru: the Perfect Insider
-Young Black Jack
-Yuru Yuri San Hai!

Następny PostNowszy post Poprzedni postStarszy post Strona główna

7 komentarzy:

  1. >nikt nie oczekiwał kontynuacji Gatchamanów
    Ale ona została zapowiedziana jakieś 3 tygodnie po emisji ostatniego odcinka S1 ;_;

    A Haitai Nanafa było przeurocze, nawet jeśli nikt inny tego nie zna i nie obejrzy - na pewno jest bardziej warte uwagi, niż Rail Wars.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie przede mną ostatnie odcinki Charlotte, ojej, będzie się działo, oj będzie :D Tobie też się nie podoba to anime, jak miło! Mam wrażenie, że będzie jeszcze gorzej niż wynika z Twojego streszczenia...
    O, Gangsta też się nie podobała, jak wspaniale :D Mnie ta seria koszmarnie nudzi.
    Ale różni nas stosunek do Monster Musume, uwielbiam potworzyce mimo haremowej sztampy.
    Prison School jest genialne! Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Czytałam mangę i jestem zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądam jedenasty odcinek Szarlotki i po prostu nie mam siły nawet bić głową o biurko. Jakie to jest złe. Po prostu torturowanie Puchatka jest tak słabe, ta cała obca mafia tak słaba, a już jak moc serca oniczana ratowała Yu od zniszczenia wszystkiego dookoła mocą rozpadu to oczy mi wyszły z orbit. Jak dziewczyna z ustami Tilla Lindemanna zaatakowała swoją kataną czy czym tak Yu, to miałam wrażenie, że go na pół przecina. W ogole to wiem, że założeniem jest, że Yu to idiota, no ale są granice. Śmierć Puchatka to już w ogóle. Ale wreszcie ktoś umarł naprawdę i nie można go wskrzesić.

      Usuń
    2. W Clannadzie też nikt nie posiadał mocy wskrzeszenia... A jednak!
      Toż to Maeda, nigdy nic nie wiadomo.

      Usuń
    3. ;_____; Jednooki żniwiarz badum./

      Usuń
  3. Właśnie Noragami Aragoto spodziewałam się w planowanych :))
    Oglądałaś już pierwszy odcinek?

    OdpowiedzUsuń