Meduzia księżniczka i przyjaciele - recenzja Kuragehime.

Uprzejmuję informuję, iż poniższa recenzja będzie absolutnie subiektywna i kompletnie wyprana z resztek chociażby obiektywizmu. Chociaż obiecuję powściągnąć siedzącą we mnie psychofankę tytułu, nie biorę odpowiedzialności za konsekwencje. Zostaliście ostrzeżeni. I, raz, dwa, trzy...

Jak powiadają, każda dziewczynka marzy o byciu księżniczką. Nie inaczej było w przypadku
Tsukimi Kurashity. Od małego wierzyła, iż pewnego dnia rozwinie skrzydła niczym piękny motyl, porażając świat swoim wdziękiem i blaskiem. Niestety, coś po drodze nie wyszło, a naszej bohaterce przeszedł trochę zapał. Nigdy za to nie porzuciła miłości do meduz, odziedziczonej po swojej zmarłaj matce. I w tym miejscu bajka się kończy, a zaczyna szarawa, choć może nie aż tak rzeczywistość. Osiemnastoletnia Tsukimi zamieszkuje bowiem w bardzo nietypowej posiadłości, zwanej Amamizu-kan. Nie, niestety, nie stała się panią haremu. Nie mieszka również w szpitalu psychiatrycznym, jednak do tego zdecydowanie jej lokum bliżej. Otóż wśród jej wspólkolatorek znajdziemy okazy wybitnie zdziwaczałe, piątkę kobiet-otaku (określających się mianem Mniszek), z czego każda zafascynowana jest czymś zgoła jednym, a łączą je dwie rzeczy: szczera nienawiść do mężczyzn oraz niemożność wpasowania się w standardy świata zewnętrznego. Oczywiście, musimy pamiętać, iż znajdujemy się w świecie anime, toteż życie naszych bohaterek w żadnym razie nie może być takie beztroskie. O nie, potrzebujemy tu jakiegoś punktu zwrotnego. Spokojnie, Brains Base nie każe nam długo na niego czekać - już w pierwszym odcinku, młoda miłośniczka meduz wyrusza na nocną wycieczkę, podczas której spotyka zachwycającą piękność - meduzę z gatunku Mastigias papua, którą z miejsca nazywa Clarą. Ku jej rozpaczy, właściciel sklepu zoologicznego stanowczo odmawia sprzedaży o tak nieludzkiej porze i po kilku płomiennych próbach negocjacji, Tsukimi postanawia udać się z powrotem do domu. Wten, niczym rycerz na białym koniu, zjawia się kolejna istota wyjątkowej urody, szybko zakfalifikowana przez protagonistkę jako "modna osoba". Nieznajoma kobieta, używając swoich wdzięków, przekonuje krnąbrnego sprzedawcę do dokonania transakcji. Chcąc nie chcąc, Kurashita wraca do Amamizu-kan wraz z nowym zwierzątkiem oraz gościem, który mimo jej głośnych protestów, zasypia na podłodze. Następnego ranka, Tsukimi leniwie przeciera oczy, tylko po to, by przy oknie, w swoim własnym pokoju, w którym nigdy nie postała noga mężczyzny, siedzi półnagi facet. I co, co dalej, jaki facet, co z kobietą, o co chodzi, aaaa... ja zjadłbym frytki...? Nie zdradzę nic więcej, przekonacie się sami!

Po przydługim, acz obfitującym w wymyślne epitety opisie, przydałyby się jakieś konkrety, wszak to akurat każdy widzi i słyszy. Już chyba tradycyjnie, pozwolę sobie wyrazić swoją opinię na temat prowadzenia fabuły i tak dalej. Żeby nie było, że zaślepia mnie dzika i bezwarunkowa miłość do tego tytułu - posiada on jedną, acz bardzo poważną wadę. Kuragehime jest w istocie reklamówką mangi, bezczelnie urwaną w istotnym momencie, kiedy to sprawy dopiero zaczynają nabierać tempa. Całość prowadzono bardzo zgrabnie, pokolei przestawiając coraz to nowsze wydarzenia, pytania, a nawet tajemnice się piętrzyły, widz siedział już jak z pełnym pęcherzem, a tu suprise! Ostatni odcinek. Tak się po prostu nie robi, nie daje się  komuś ciastka, patrzy, jak ten powoli oblizuje lukier, dobiera się do wnętrza, a potem je wyrywa, gdy ten próbuje sięgnąć po nadzienie. Mimo wszystko, ogrom plusów zdecydowanie przeważa i to na nich wolę się skupić. Przede wszystkim - humor! Obecny od pierwszej sceny, perfekcyjnie przeniesiony z kart mangi. Nareszcie coś bez seksualnych nawiązań w każdej scenie, fanserwisu, slapsticku czy po prostu jednej wielkiej sztampy i powtarzalności. Gagi są świeże i autentycznie bawiące, wytykają, ale nie brutalnie prześmiewają poczynania bohaterów. Owszem, pojawia się trochę scen, gdy postacie przybierają formę super deformed, oszczędzono nam standardowego trzepania gazetą po głowach i tak dalej. Występuje sporo nawiązań do japońskiej popkultury oraz nietypowych zainteresowań kobiet z Amamizu-kan. Nie zawsze jest aż tak wesoło, bowiem seria skupia się również na dorastaniu i problemie radzenia sobie z odpowiedzialnością, jaka się z tym wiążę. Na próżno jednak szukać wstawek dramatycznych, całość utrzymuję się w ryzach okruchów życia. Oprócz tego, wprowadzono delikatny wątek romantyczny, powoli rozwijający się już od początkowych odcinków.

Chyba mogę przejść do wisienki na torcie i nareszcie zdradzić Wam, czym takim interesują się bohaterki. Skoro to nietypowa recenzja, niech i format będzie nietypowy, a każda z postaci dostanie trochę więcej niż zazwyczaj miejsca.




Tsukimi Kurashita
Protagonistka, zapalona miłośniczka meduz i rysowniczka tychże. Od dziecka jej największą inspiracją oraz modelem idealnego człowieka była młodo zmarła matka, po której pozostały tylko wspomnienia ze wspólnych wypadów do oceanarium. Najmłodsza z mniszek.







Kuranosuke Koibuchi
Syn polityka, "po godzinach" przebierający się za kobietę. Okazuje w ten sposób rebelię przeciwko sztywnym zasadom i nieuchronnemu przeznaczeniu, jakie zgotował mu los. "Modny człowiek", rozchwytywany i bardzo urodziwy chłopak. Swoją płeć, za radą Tsukimi, trzyma w sekrecie przed Mniszkami.






Chieko
Córka właścicielki Amamizu-kan, swoista przywódczyni Mniszek i najstarsza z nich. Jej pasją są kimona, które własnoręcznie szyje i którymi też przystraja lalki zamieszkujące jej pokój. Stanowcza, acz sympatyczna i wyrozumiała, odgrywająca rolę "matki" kobiet.







Jiji
Jedna ze starszych, prawdopodobnie najstarsza zaraz po Chieko, Mniszka. Obsesyjnie interesuje się starszymi mężczyznami, których może obserwować całymi dniami. Spokoja i nieco nieśmiała, oddana swoim przyjaciółkom z Amamizu-kan.







Banba
Tajemnicza wielbicielka pociągów, wiecznie skrywająca się za bujną czupryną, która, jak przekonuje, jest stuprocentowo naturalna. Tak, to naprawdę jest kobieta. Cicha, lecz często cyniczna, wykazująca się sarkastycznym poczuciem humoru.


Mayaya
Prawdopodobnie rówieśniczka Tsukimi, bodaj najbardziej szalona i nieprzewidywalna mniszka, zafascynowana Sanguo Zhi, kolekcjunojąca wszystko, co z tą Kroniką związane. Powierniczka Tsukimi, gotowa służyć dobrą radą.






Shuu Koibuchi
Starszy brat Kuranosuke, wydający się przejawiać ciepłe uczucia w stosunku do Tsukimi. Nieporadny i w niczym niepodobny do swojego braciszka, nazywany zresztą przez niego "wiecznym prawiczkiem". Co tu dużo mówić, w wieku trzydziestu lat, dalej mieszka z ojcem.




Czas nieco spoważnieć i przejść do kwestii technicznych. Projekty postaci zostały wiernie przeniesione z mangowego pierwowzoru, nie różniąc się do tegoż niemal niczym. Zachowano rozsądek w proporcjach oraz przy rysowaniu ich twarzy czy odzienia, gołym okiem widać różnicę pomiędzy tymi mniej i bardziej obdarzonymi urodą. Kuranosuke w istocie jest tak piękny, jak wszyscy wokół niego twierdzą, a Tsukimi rzeczywiście sporo zyskuje w stosowniejszej fryzurze, ubraniach czy makijażu. Miło również patrzeć na wymyślne stroje cross dressera, zmieniające się w każdym odcinku, a nawet scenie. Tła są schludne, bywają za to przesadnie puste lub sterylne. Jak można się spodziewać po serii obyczajowej, muzyka w tle niestety nie zwala z nóg różnorodnością, aczkolwiek bardzo nadrabia to czołówka i piosenka towarzysząca napisom końcowym, zarówno muzycznie, jak i graficznie. Na dodatkowe słowa wspomniena zasługuje właśnie ending, bardzo przemujący oraz poruszający, w którym podmiot liryczny próbuje uświadomić ukochanej, jaka jest piękna, co dobrze nawiązuje do całej serii.

Już wiecie, komu polecam, prawda? Wszystkim, bez wyjątku. Nie widzę konkretnej grupy osób, którym mogłaby nie przypaść do gustu tak naturalnie ciepła i przezabawna seria, poruszająca kilka istotnych w dzisiejszych czasach problemów, co uprzednio już wyjaśniłam. Gorąco rekomenduję również mangę, kontynującą losy naszych bohaterów, nie ustępująca (cóż, raczej anime nie ustępuje mandze) serialowi pod żadnym względem.

Fabuła - 8/10
Bohaterowie - 10/10
Grafika - 7/10
Muzyka - 7/10
Całokształt - 9/10
Następny PostNowszy post Poprzedni postStarszy post Strona główna

0 komentarze:

Prześlij komentarz